Było ciekawie...
Zarówno Victoria Hażlach, jak i Smrek Ślemień miały swoje lepsze i gorsze momenty podczas potyczki w ramach 6. kolejki ligowej.
Gdyby po premierowym kwadransie zespół z Hażlacha prowadził różnicą 2 goli, przyjezdni nie mogliby się szczególnie dziwić. Rafał Pępek miał ogromny udział w tym, że najpierw Kamil Szajter w sytuacji „oko w oko”, a następnie główkujący Szymon Małysz, nie dali gospodarzom zaliczki, o którą bardzo się starali. Piłkarze Smreka jednak najgorsze przetrwali, by po 20. minutach gry... mieć w zapasie rezultat 2:0 na swoją korzyść. Otwarcie wyniku to zasługa podania Clintona i umiejętnie znajdującego się w bliskości „świątyni” Victorii Daniela Turattiego, choć i defensorzy miejscowej drużyny bez winy w kontekście owego zdarzenia nie są. Kolejny „fant” przyjezdni zgarnęli poprzez rzut rożny, do wybitej futbolówki na 20. metr dopadł Petherson, by uderzyć dokładnie przy słupku.
Nie sposób zrozumieć, w jaki sposób na przerwę piłkarze udali się przy... remisie, skoro Smrek miał szanse na „domknięcie” spotkania, by wspomnieć o uderzeniach Clintona w słupek. W 43. minucie Szajter podał ze skrzydła do Antoniego Czapli, który dał swojej drużynie nadzieję. 120. sekund później o wyrównanie postarał się Szymon Paluch – w zamieszaniu, gdy tym razem defensorom reprezentanta Żywiecczyzny zabrakło spokoju.
Równie obfita w gole nie była druga połowa, choć jak najbardziej mogła. Zwycięstwo stało się udziałem Smreka. W 55. minucie Clinton przejął prostopadłą asystę Viniciusa, by pokonać Szymona Wawrzyczka strzałem po ziemi. Zarówno gospodarze mogli coś jeszcze wskórać przy licznych stałych fragmentach czy próbie Bartosza Szołtysa w słupek, jak i zespół ze Ślemienia przypieczętować wyjazdowy skalp. Pojedynki z golkiperem Victorii przegrywali Petherson oraz Clinton.
– Niebywałym frajerstwem byłoby wypuszczenie tego meczu przy ilości sytuacji, jakie w kontrach stwarzaliśmy – klaruje Sławomir Bączek, szkoleniowiec Smreka.
– Nie tylko moja to opinia, że byliśmy lepszą drużyną. Niby wszystko wygląda jednak ładnie dla oka, ale za to nie ma punktów – oznajmia trener pokonanych Damian Szczęsny.