Marta Ponikwia, Bożena KurowskaŻaneta Zeman – to zawodniczki odpowiedzialne za zadania defensywne, które do Wrocławia z powodu chorób nie mogły finalnie pojechać. Gdy dodamy do tego brak z przodu Julii Sopiak, to wyraźnie kształtuje się skala pokaźnych osłabień w szeregach Mitechu. – Wieczorem przed meczem nasza drużyna mocno się posypała. Nie było już niestety możliwości jego przełożenia – wyjaśnia Tadeusz Bednarz, wiceprezes ds. sportowych w żywieckim klubie.
 



Niemniej jednak potyczka ze Ślęzą rozpoczęła się dla przyjezdnych znakomicie, bo w 11. minucie Marta Talik popisała się celnym strzałem. Jeszcze przed upływem dwóch kwadransów sytuacja Mitechu znacznie się pogorszyła. W 26. minucie Oliwia Adamiec doprowadziła do remisu, zaś 120. sekund później poważnej kontuzji nabawiła się Magdalena Szczotka, kolejna z piłkarek linii obrony. I to właśnie była wiadomość najgorsza z perspektywy dalszej części premierowej odsłony, w której wrocławianki po trzykroć zaskakiwały Monikę Czulak.

Przy rezultacie 4:1 na rzecz Ślęzy, a nade wszystko nadwątlonych siłach personalnych, trudno było myśleć o wywiezieniu zdobyczy. Zanim upłynęła godzina rywalizacja gospodynie wynik podwyższyły istotnie, a jedynym pozytywnym akcentem z perspektywy ekipy z Żywca był w 79. minucie gol autorstwa Dominiki Adamus, niwelując dystans na 2:7.

Wyjazdowa porażka w ostatnim meczu III-ligowej rundy jesiennej sprawiła, że podopieczne Agnieszki Spandel spadły w tabeli na 3. miejsce, co ważne zachowując jednak na półmetku rozgrywek dużą przewagę nad drużynami, które plasują się w dolnej grupie.