Początek meczu miał charakter typowo badawczy. Szczególnie z dużymi kłopotami przebiegały boiskowe poczynania piłkarzy Tempa, którzy jednak wykazali progres w trakcie prestiżowej batalii. – Podeszliśmy ze zbyt dużym respektem do przeciwnika, ale pomimo tego nie pozwoliliśmy mu na zbyt wiele, rozbijając skutecznie jego ataki. Po upływie 25. minut poprawiliśmy nasze zachowania w defensywie i to przyniosło efekt. Po tej fazie meczu złapaliśmy swój rytm i wyglądaliśmy już zdecydowanie lepiej, operując piłką i potrafiąc zepchnąć rywala do niskiej obrony – opowiada Kamil Sornat, szkoleniowiec gospodarzy. – W drugiej połowie udokumentowaliśmy to bramkami, dzięki temu według mnie zasłużenie meldujemy się w finale – dodaje trener zespołu, który dostąpi szansy obrony trofeum zdobytego przed rokiem.

Momentami wydawało się, że gol dla Beskidu – czy to otwierający rezultat, czy też później zapewniający wyrównanie – jest kwestią czasu. – Powinniśmy udowodnić swoją wyższość, bo jakby nie patrzeć graliśmy z przeciwnikiem występującym ligę niżej. Nie ma więc co szukać usprawiedliwień. Nie byliśmy najwyraźniej odpowiednio skoncentrowani, bo to kolejny mecz, w którym nie strzelamy gola i nie ma się co dziwić, że nasz dorobek ofensywny jest skromny w tym sezonie – klaruje Bartłomiej Konieczny, trener Beskidu. – Efekty wizualne nie dają zwycięstw i awansów. Nie mogę być jako trener zadowolony z tego, co się wydarzyło. Chciałbym, abyśmy stwarzali może nawet mniej sytuacji, ale strzelali te bramki. Odpadamy, jest z tego powodu złość sportowa, ale przegrywać trzeba umieć. Mam nadzieję, że będę w stanie przekazać zespołowi takie uwagi, które przyczynią się do właściwej reakcji już w lidze, bo chcemy walczyć o jak najwyższe cele – podsumowuje szkoleniowiec skoczowian.