Kibice na „Górce” doczekali się w ciekawym pucharowym boju ledwie jedynej akcji zwieńczonej golem. Przeprowadzili ją gospodarze, a efektem końcowym zabójczej kontry była „solówka” Jacka Wojtyłko, który minął bramkarza Drzewiarza i w 60. minucie uszczęśliwił kolegów z zespołu. Czy prowadzenie uzyskane przez BKS Stal było zasłużone? Z tym można by dyskutować. Niemniej jednak bielszczanie swój plan na starcie z IV-ligowcem mieli i dobrze się z jego realizacji wywiązali. – Sumiennie się do meczu przygotowaliśmy, z właściwą systematyką i regularnością trenując. To nastawienie zrobiło swoje na boisku, bo bez względu na to z kim gramy, zamierzamy walczyć – podkreśla Paweł Krzysztoporski, który zaliczył okazały debiut w roli trenera BKS-u.
 


Bielski zespół, co bez względu na okoliczności zasługuje na pochwałę, nie dał sobie strzelić gola, mimo usilnych wysiłków konkurenta z Jasienicy. – Byliśmy konsekwentni w defensywie. Chłopcy mocno i ofiarnie pracowali, co tyczy się bez wyjątku każdej formacji. Jak widać pięknie grać można nie tylko w ataku, ale i w obronie – uśmiecha się opiekun miejscowych futbolistów, którzy w końcowej fazie konfrontacji mogli Drzewiarza dobić, gdyby więcej zimnej krwi zachowali Remigiusz Tański czy Patryk Tyrna.

Nastroje dalekie od pozytywnych zapanowały w Jasienicy, wszak drużyna ponownie w rozgrywkach Pucharu Polski zawiodła. Usprawiedliwienie może natomiast stanowić istotne fakt absencji sporej grupy zawodników, którzy nie zostali jeszcze do gry w szeregach Drzewiarza zatwierdzeni. A czysto piłkarsko? Ewidentnie szwankowała skuteczność. Wyborna forma golkipera gospodarzy Jana Syca to jedno, ale z kilku sytuacji jasieniczanie powinni „wycisnąć” bezwzględnie więcej. M.in. Jakub Szendzielorz niemal „do pustaka” chybił, a główkujący Jakub Waliczek ostemplował słupek. – Za nic piłka do bramki przeciwnika wpaść nie chciała. Cóż więc z tego, że przez około 70 procent czasu gry byliśmy w jej posiadaniu – mówi Tomasz Wróbel, szkoleniowiec IV-ligowca.