Po 40 dniach drużyna Rekordu powróciła na ligowy parkiet. Ranga meczu "na dzień dobry" była spora. Do Cygańskiego Lasu zawitał bowiem wicelider Futsal Ekstraklasy, który ambitnie depcze "po piętach" bielszczanom. Gospodarze do konfrontacji z Piastem przystąpili po nieudanym pucharowym starciu z Clearexem Chorzów. Nie dziwią więc obawy o formę "rekordzistów" przed potyczką z gliwiczanami, ale ten kto "siedzi" w futsalu wie, iż drużyna Rekordu bardzo szybko podnosi się po porażkach. Tak też było tym razem. 

Obie ekipy stworzyły w hali przy ulicy Startowej przednie widowisko. W 6. minucie wynik spotkania otworzyli bielszczanie, a konkretniej Michał Kubik, który sfinalizował składny kontratak swej drużyny. 120 sekund później było już 2:0, gdy Michał Marek na gola zamienił rzut rożny. Gliwiczanie nie zamierzali jednak biernie patrzeć na to, jak Rekord aplikuje im kolejne trafienia. W 11. minucie gola kontaktowego dla Piasta zdobył ex-rekordzista, Rafał Franz. Ostatni akcent strzelecki w pierwszej połowie należał do gospodarzy. Tuż przed syreną wieńczącą tę część spotkania Paweł Budniak wykorzystał dogranie od Matheusa. 



Przez kwadrans drugiej części spotkania goli nie ujrzeliśmy. Nie oznacza to bynajmniej, że na parkiecie wiało nudą. Głównymi bohaterami byli jednak bramkarze obu ekip, którzy świetnie wywiązywali się ze swych obowiązków. W końcu stało się, to co musiało się stać. Kubik zdobył bramkę na 4:1, choć przyjezdni podważali decyzję arbitra o zaliczeniu trafienia. Szkoleniowiec Piasta postawił w końcówce meczu na grę z "lotnym" bramkarzem. Ta taktyka okazała się być skuteczna, bowiem gliwiczanie dwukrotnie pokonywali Bartłomieja Nawrata i przez ostatnie kilkanaście sekund konfrontacji było bardzo gorąco. Gol M. Marka z 40. minuty rozwiał jednak wszelkie wątpliwości.