O premierowej części potyczki można śmiało zapomnieć. Po obu stronach mnóstwo było nerwowości, a mało dokładnych podań, nie wspominając już o budowaniu akcji zasługujących na szczególne opisywanie. Żadna z drużyn nie myślała też na poważnie o podejmowaniu zbędnego ryzyka. Jedynie w 40. minucie, po błędzie Michała Tomaszka, do sytuacji doszedł Kacper Najzer, lecz strzeleckim zmysłem napastnik GKS-u się nie wykazał.

Więcej na murawie działo się w rewanżowych 45. minutach. Po godzinie prowadzenie mogli uzyskać gospodarze, ale po rzucie wolnym pośrednim i „bilardzie” w obrębie pola karnego Borów, należytego opanowania nie zachował ustawiony ledwie kilka metrów od celu Dominik Juraszek. Zemściło się to na „Fiodorach” boleśnie, bowiem w 63. minucie do akcji zaczepnej świetnie podłączył się z linii obrony Jakub Sołtysik, a stwarzając przewagę w „16” spożytkował mocne dośrodkowanie Michała Motyki. Dopiero, gdy wynik konfrontacji został otwarty, oba zespoły zaczęły prezentować swoje walory, co przysporzyło zgromadzonym kibicom ciekawego i... obfitującego w gole finiszu.

W 77. minucie to radziechowianie dopięli swego. Wrzutkę Karola Kubieńca z rzutu rożnego zwieńczył Tomasz Janik, wykorzystując zawahanie między słupkami Sławomira Raczka. Nic sobie z faktu straty bramki nie robiąc, już w 80. minucie ekipa z Pietrzykowic ponownie przybliżyła się do wyjazdowego skalpu wobec celnego uderzenia Roberta Motyki. – Wydawało się, że prędzej to my „zamkniemy” mecz kolejnym golem, niż damy się zaskoczyć. Tymczasem końcowe minuty okazały się dla nas trudne. Zresztą całe spotkanie oceniam jako ciężkie. Przeciwnik grał ostro, nie przebierał w środkach i w piłkę za bardzo grać nam nie pozwolił – mówi trener przyjezdnych Marek Makarewicz.

Piłkarze GKS-u z walki o odrobienie strat nie zrezygnowali i w 89. minucie sprawili gościom niemiłą niespodziankę. Po wznowieniu z autu Aleksandra Dyducha piłka dotarła do Kubieńca, który wstrzelił ją w kierunku „świątyni”, gdzie przy biernej postawie obrońców i bramkarza wpadła do siatki. Zespół z Radziechów zwietrzył wówczas szansę na coś więcej i w doliczonym czasie mógł szalę przechylić w pełni na swoją stronę. Raczek jednak wybornie odbił uderzenie z dystansu Janika. – Nie byliśmy w mojej ocenie faworytem tego meczu i punkt szanujemy, bo 2-krotnie musieliśmy jednak wynik gonić – analizuje Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec GKS-u.