W pamięci kibiców – z oczywistych względów bardziej tych czechowickich – sobotnie starcie derbowe zostanie zapewne na długo. A to z racji wielu zmarnowanych przez czechowiczan szans, którzy albo sprawdzali wytrzymałość aluminium, albo też umiejętności golkipera Podbeskidzia II Jakuba Wasztyla. Za apogeum strzeleckiej indolencji uznać należy zmarnowane rzuty karne. I to aż 2! W 15. minucie Paweł Kozioł przegrał pojedynek z bramkarzem, zaś w 82. minucie sztuka trafienia do siatki nie powiodła się stemplującemu poprzeczkę Kamilowi Jonkiszowi. Od słupków odbijały się za to inne 2 uderzenia czechowickich futbolistów, którzy byli bardzo niebezpieczni dla gości przy okazji stałych fragmentów...
 



Goście aż tak dużo szans sobie nie wypracowali, natomiast jedna z nich miała ten niezbędny element zaskoczenia. I to dosłownie, bo w 41. minucie do kontry podłączył się... stoper bielskiej drużyny Tomasz Górkiewicz, który po pokonaniu 100-metrowego dystansu dośrodkowanie Patryka Czadera z prawej flanki idealnie zamknął płaskim strzałem. – Świadomie chcieliśmy grać z kontry, oddaliśmy przeciwnikowi inicjatywę i taka taktyka zdała egzamin. Zespół wykonał tytaniczną pracę w obronie, co zasługuje na wielkie słowa uznania – opisuje Adrian Olecki, szkoleniowiec rezerw Podbeskidzia, które nieskuteczność MRKS-u mogły skarcić kontrą Michała Willmanna we wstępnej fazie potyczki czy wypadem Radosława Zająca z rewanżowej odsłony, po którym w sukurs Miłoszowi Szczyrbie podążył jeden z defensorów.

Ciekawe IV-ligowe widowisko miało także inny aspekt, na który po zakończeniu gry zwrócił uwagę trener bielszczan. – Szanuję pracę arbitrów i z reguły jej nie komentuję. Dziś sędziował nam jednak chłopiec o nazwisku Kuropatwa, który zamiast prowadzić mecze na tym poziomie powinien cofnąć się do szkoły sędziowskiej. Jego decyzje zdecydowanie mogły wypaczyć wynik – grzmi Olecki, przywołując cokolwiek kontrowersyjną „11”, gdy Michał Batelt w pojedynku główkowym zagrał do własnego bramkarza, a rozjemca zaordynował właśnie rzut karny, oraz uderzenie Willmanna bez piłki w twarz, skwitowane jedynie żółtą kartką.