
Kolejny dreszczowiec i... gramy dalej
Przedłużenie szans na obronę mistrzowskiego tytułu? Tylko zwycięstwo Rekordu Bielsko-Biała w Gliwicach powodowało konieczność rozegrania meczu także w niedzielę.
Determinacja - to słowo klucz, które ma związek z sobotnim występem biało-zielonych. Mimo przeciwności losu, m.in. absencji Michała Marka i Martina Dosy, czy kontuzji i niepełnej dyspozycji Gustavo Henrique oraz Matheusa, goście podjęli walkę z topowym zespołem rundy zasadniczej FOGO Futsal Ekstraklasy. Konfrontacja numer 2 półfinałowej serii znów nie obfitowała w gole, a dramaturgia wraz z dogrywką i rzutami karnymi sięgnęła zenitu...
W obliczu ciężko wywalczonej wygranej Piasta w Bielsku-Białej z minionej środy, wydawało się, że gospodarze będą i wystarczająco zmotywowani, i pozytywnie nastawieni. Ale budowanie jakichkolwiek akcji zaskakujących dla defensywy Rekordu przychodziło im długimi fragmentami z olbrzymim trudem. Nie można tego powiedzieć o przyjezdnych, bo już po kilku minutach weryfikowali formę Michała Widucha. Najbliżej postarania się o gola dla "rekordzistów" byli: Dela oraz Mikołaj Zastawnik. Wobec tak przebiegającego spotkania nie było wielkim zaskoczeniem, że to goście w 31. minucie przybliżyli się do zwycięstwa. Paweł Budniak dograł z rzutu wolnego do Zastawnika, który uderzeniem po dalszym słupku zmusił gliwickiego golkipera do kapitulacji.
Czasu na przynajmniej wyrównanie wyniku futsaliści Piasta mieli sporo, ale bielska defensywa bezpardonowo "kasowała" szereg ataków gospodarzy. Trener gliwiczan zastosował wreszcie w końcówce manewr z Viniciusem Lazzarettim jako "lotnym" bramkarzem i tak to wysiłki zostały nagrodzone. Po asyście Edgara Vareli z bliska przymierzył wprost do "świątyni" Miguel Pegacha, co poskutkowało rozegraniem dodatkowych 10. minut. W nich co rusz nacierali zawodnicy z Gliwic, czemu trudno się dziwić przy natężeniu długich i "stykowych" meczów Rekordu. Co jednak kluczowe, ani razu piłka w siatce nie zatrzepotała. A zatem - a jakże - rzuty karne!
Budniak, Zastawnik i Miłosz Krzempek z roli strzelców wywiązali się, a że rywale czynili podobnie, to szybko zrobiło się 3:3. Wtórną zaliczkę ekipie z Cygańskiego Lasu dał Dela, a tuż po tym błysnął między słupkami Krzysztof Iwanek, który wyczuł intencje Brazylijczyka Dilla. Radość zaś w pełni zrozumiałą bielskiej drużynie zapewnił Stefan Rakić, przedłużając rywalizację pasjonującą do niedzielnego popołudnia (start decydującego meczu o godzinie 16:00).