Tak było właśnie w Pietrzykowicach, gdzie gospodarze – zgodnie zresztą z rokowaniami przedmeczowymi – postawili kolejnej drużynie z czołówki „okręgówki” twarde warunki. – Radziliśmy sobie jednak w pierwszej połowie bardzo dobrze, a założenia były przez zawodników realizowane – mówi Marcin Michalik, szkoleniowiec WSS Wisła.

Goście byli też zespołem, który na półmetku rywalizacji osiągnął przewagę w wyniku. W 30. minucie prostopadłe podanie od Jakuba Marekwicy odebrał Rafał Cywka, po czym strzelił swojego premierowego oficjalnego gola po zimowych przenosinach do Wisły. Bory? Też próbowały, ale zasadnicza różnica była taka, że skuteczność po stronie podopiecznych Sebastiana Komrausa szwankowała. Najlepszym tego dowodem sytuacja, kiedy piłka nie znalazła się w siatce nawet już po minięciu Rafała Jacaka przez Rafała Duraja na wstępie starcia.

Obraz gry po pauzie wyglądał korzystnie dla ekipy z Pietrzykowic, która dążyła do wyrównania. – Broniliśmy się i rzadko sami atakowaliśmy. Było widać, że nie możemy korzystać ze wszystkich zawodników w takim wymiarze, jakbyśmy chcieli – przyznaje trener wiślan. A jednak nie przeszkodziło to przyjezdnym w przypieczętowaniu wyjazdowej wygranej. W 76. minucie swoje wnieśli piłkarze desygnowani na murawę z ławki. Piotr Kweczlich zaliczył ważny przechwyt, podał do Wojciecha Małyjurka, który sytuacji sam na sam nie zaprzepaścił. Na finiszu WSS miał jeszcze sposobność skarcenia konkurenta, ale wyborną szansę zmarnował Gabriel Boś.

– Grało się nam trudno, a przeciwnik na gola z całą pewnością zasłużył. Styl nie był najpiękniejszy i to jest fakt, ale nie zawsze ma znaczenie – klaruje Michalik.