Indywidualności potrafią odegrać kluczową rolę dla losów spotkania. To w Pogórzu wyborne zaliczył pomocnik GKS-u Piotr Motyka. Jego strzał w 20. minucie jako finalizacja solowej akcji dał gościom prowadzenie. Na 2:0 piłkarze z Radziechów podwyższyli w 37. minucie. I tym razem udział Motyki przy bramce był niepodważalny. Wygrał pojedynek z obrońcą LKS-u, by sprzed linii końcowej wycofać do Patryka Kłyszyńskiego, który z wykończeniem nie miał najmniejszych trudności. Ciąg dalszy znakomitych efektów gry rutynowanego zawodnika nastąpił już po pauzie. W 50. i 55. minucie nazwisko Motyki dopisywano do meczowego protokołu w rubryce odnoszącej się do strzelców. Przy tych trafieniach nie bez winy byli zarazem defensorzy zespołu z Pogórza. GKS o gola autorstwa Karola Kubieńca postarał się jeszcze w 86. minucie.
 


Zyski faworyta były więc okazałe. Gospodarze na tym tle wypadli w miarę przyzwoicie. W 45. minucie Radosław Greń spożytkował asystę Daniela Szwarca, a wynik 1:2 z perspektywy pogórzan zapowiadał walkę o to, by po przerwie wyrównać. – Daliśmy sobie nadzieje, ale ich nie podtrzymaliśmy popełniając proste błędy – ocenia Łukasz Strach, szkoleniowiec LKS-u, który cieszyć mógł się wraz ze swoimi podopiecznymi także w 83. minucie. Rozmiary strat skorygował wówczas Krzysztof Kałuża, nieomylny „z wapna”. Stały fragment to konsekwencja faulu Łukasza Widucha na usiłującym wykonać szczupaka Filipie Piszczku.

Miejscowi ponieśli ostatecznie wysoką porażkę, ale robili, co mogli, aby cokolwiek z mocniejszym przeciwnikiem wskórać. Żałować przyszło im po meczu strzału koło celu Sebastiana Juroszka, gdy radziechowianie mieli tylko gola w zapasie, próby wykonanej przez Mateusza Wieję na finiszu premierowej odsłony, a wreszcie „setek” Krystiana Danela, w tym uderzenia w słupek przy stanie 4:2.

Inna sprawa, że „Fiodorom” należała się bramka po strzale Jakuba Urbasia, gdyż w powszechnej opinii – choć nie sędziego – futbolówka po odbiciu się od poprzeczki wykonała kozioł za linią bramki strzeżonej przez Marcina Nawrockiego. – Wygraliśmy w miarę spokojnie, choć obaw przed meczem nie brakowało, bo poprzednim razem dopiero w końcówce przechyliliśmy w Pogórzu szalę na swoją korzyść – komentuje Seweryn Kosiec, trener GKS-u.