
Paweł Hankus: Stworzyliśmy grupę ludzi tworzących fajną atmosferę
Tuż przed startem zimowych przygotowań w a-klasowej Grapie Trzebinia doszło do trenerskiej roszady. Po latach pracy z drużyną pożegnał się Paweł Hankus, którego miejsce zajął Bartłomiej Góra. Z dotychczasowym szkoleniowcem, pod którego wodzą zespół uzyskał m.in. awans do żywieckiej A-klasy, rozmawiamy w STREFIE WYWIADU.
SportoweBeskidy.pl: 6 lat to jakby nie spojrzeć szmat czasu przez pryzmat pracy w jednym klubie. Szybko minęło?
Paweł Hankus: Nawet nie wiem kiedy ten czas przeleciał (śmiech). To było 6 lat z różnymi okresami, bo pojawiły się te lepsze, ale i nieco gorsze. Obejmowałem drużynę z Trzebini jako młody trener po studiach i miałem na głowie organizację kadry oraz zarządzanie pewną grupą ludzi, często starszymi od siebie. Początki, delikatnie rzecz ujmując, nie były wybitne, ale też nie mieliśmy konkretnego wyznaczonego celu. Dopiero później pojawiła się myśl o awansie, ale miało to związek z nowymi zawodnikami i większą jakością czy doświadczeniem w drużynie.
SportoweBeskidy.pl: Co skłaniało ich do dołączenia właśnie do Grapy Trzebinia? Co było waszym największym atutem?
P.H.: Grupa ludzi, która tworzyła fajną atmosferę i chciała się ze sobą spotykać. Nie mieliśmy swojego boiska w Trzebini, więc graliśmy z konieczności w Świnnej, do tego u nas nie było nigdy środków finansowych dla zawodników. Natomiast pod względem sprzętu niezbędnego do gry i treningów nigdy nam niczego nie brakowało. Podstawowe kwestie były zapewnione. To wystarczało.
SportoweBeskidy.pl: A skąd obecność w tym gronie Pawła Hankusa?
P.H.: Grałem tutaj w klubie jeszcze w czasie studiów. Potem przytrafiła się kontuzja kolana, która stanęła na przeszkodzie w kontynuowaniu gry. Trenerem w Trzebini był natomiast mój tata. Z prezesem umówiliśmy się, że jeśli skończę studia, to przejmę zespół. Tak się złożyło, że Grapa została bez trenera po tym, jak zmarł śp. Erwin Wojtyłko. Wskoczyłem wtedy w wakat, który powstał.
SportoweBeskidy.pl: Najważniejszym wydarzeniem był z całą pewnością awans do A-klasy?
P.H.: Awans i późniejsze utrzymanie w A-klasie, co wcale nie było takim łatwym wyzwaniem. Sezon awansu był szczególny, bo nie zanotowaliśmy w całym sezonie żadnej porażki, a punkty straciliśmy tylko po 2 remisach. Można powiedzieć, że przebrnęliśmy przez B-klasę, jak burza w naprawdę dobrym stylu. Jako beniaminek dostaliśmy szybko wiadro zimnej wody na głowy. Mieliśmy w kilku meczach dużego pecha, do tego wychodziły jakieś braki i niedociągnięcia w przygotowaniach. Płaciliśmy najzwyczajniej frycowe. Po trudnej jesieni dopiero wiosną uzbieraliśmy potrzebną do utrzymania liczbę punktów.
SportoweBeskidy.pl: Odczuliście różnicę między tymi najniższymi szczeblami rozgrywek?
P.H.: Zdecydowanie tak. W A-klasie trzeba mieć w składzie zawodników z większym bagażem doświadczeń, albo nadrabiać to bardzo dobrym przygotowaniem motorycznym zawodników regularnie trenujących. Odstawaliśmy z początku w tych aspektach, na co wpływ miały różne rzeczy. Wiadomo, że na pierwszym miejscu są sprawy rodzinne i zawodowe, dlatego z frekwencją na naszych treningach mieliśmy problemy. W komplecie spotykaliśmy się właściwie z meczu na mecz, bo tylko pewna część zawodników systematycznie się pojawiała.
SportoweBeskidy.pl: W trwającym sezonie Grapa da sobie radę już pod wodzą nowego trenera?
P.H.: Ostatnia runda jesienna była najlepsza w historii klubu i wierzę, że kolejna będzie też jakimś krokiem w przód. Myślę, że Grapa zadomowi się na stałe na a-klasowym poziomie. Jeśli tylko zawodnikom zdrówko dopisze i frekwencja będzie w miarę niezła, to powinno być dobrze. Słyszałem, że początki łatwe nie są, bo kontuzje nieco torpedują plany, ale miejsce w tabeli i uzyskana ilość punktów wydaje się dogodna, aby pracować w miarę spokojnie.
SportoweBeskidy.pl: Twoja rezygnacja była konieczna?
P.H.: Zmieniłem miejsce zamieszkania z racji pracy w Krakowie i nie jest możliwym połączenie tego z prowadzeniem drużyny w Trzebini. Zamierzam pojawiać się na weekendy, ale już jednak w charakterze kibica, który będzie trzymał kciuki za drużynę.
SportoweBeskidy.pl: A może wrócisz jako trener już w „okręgówce”?
P.H.: Nie miałbym nic przeciwko (śmiech). Ale nie ma raczej w klubie takich zapędów, póki możliwości finansowe są, jakie są. Ważniejsze wydaje się skupienie na możliwie wysokich miejscach w A-klasie, aby „otrzaskać się” na dobre z tym poziomem rozgrywkowym. Prezes Mariusz Hujdus jest od lat bardzo zaangażowany w klub i to dzięki jego upartości udało się trudne momenty przetrwać. Natomiast do myślenia o „okręgówce” potrzebne byłoby znacznie większe zaangażowanie ze strony sponsorów, którzy uzupełniliby podstawę do funkcjonowania, jaką zapewnia gmina. Grapa potrzebowałaby bez wątpienia kadrowych wzmocnień.