W pierwszej połowie rozegrały się wszystkie wydarzenia mające znaczenie w kontekście wyniku, który okazał się w pełni komfortowy dla piłkarzy WSS. W 5. minucie dogranie Kamila Janika ze skrzydła spuentował Rafał Cywka, na czym gospodarze poprzestać bynajmniej nie zamierzali. W 17. minucie, po faulu Michała Iwanka na Kamilu Zwardoniu, do „11” podszedł Paweł Leśniewicz, wywiązując się z roli egzekutora wyśmienicie. Zachwianiem dla ofensywy ekipy z Wisły było nieporozumienie we własnym polu karnym, skrzętnie wykorzystane przez Kacpra Jakubca, który uprzedził Rafała Jacaka. Ale po upływie 2 kwadransów wiślanie znów byli wobec beniaminka bezwzględni. Najpierw kolejną akcję Janika z Cywką sfinalizował ten drugi, zaś w 40. minucie po dograniu Patryka Tyrny wybornie sprzed pola karnego huknął Janik, której to próby nie mógł w żaden sposób obronić Radosław Pietrasik.

Poważnie osłabieni dziś kadrowo goście z Leśnej nie przejęli się „laniem” sprzed pauzy i po zmianie stron – bliźniaczo do innych meczów trwającego sezonu „okręgówki” – przejęli inicjatywę na długie fragmenty spotkania, zasługując na zmniejszenie strat. Nie dane im było jednak nawet skorygować rezultatu. Z 5. metrów strzał oddał Patryk Semik, ale golkiper WSS był czujny, podobnie przy uderzeniu Jakuba Jurowskiego. Z kolei po rzucie wolnym o centymetry chybił głową Kajetan Lach.

Wiślanie poczuli się zarazem wyraźnie ukontentowani wydarzeniami z premierowych 45. minut, a ich aktywność ofensywna nie miała już polotu. – Żałuję, że nie robiliśmy po przerwie tego, co chcieliśmy. Wyglądało to tak, jakbyśmy wyczekiwali końca meczu – zaznacza trener WSS Marcin Michalik.