O ile w półfinałowej parze w Istebnej na wysokości zadania stanęli faworyzowani piłkarze Tempa Puńców, tak w Skoczowie doszło do rozstrzygnięcia niespodziewanego. Miejscowi byli skuteczniejsi od IV-ligowca z Drogomyśla, w szeregach którego po spotkaniu nastrój niezbyt optymistyczny panował nie wobec wyniku końcowego, a urazów, jakich nabawili się Krzysztof KoczurMateusz Bawoł. – To „mięśniówki”, obu czeka niestety przerwa w grze i do najbliższego meczu ligowego wykurować się nie zdołają. W naszej sytuacji kadrowej i trudnej rywalizacji o punkty w IV lidze, którą toczymy puchar jest w zasadzie do niczego niepotrzebny. Jasne, że każdy mecz chciałoby się wygrywać, ale to nie jest priorytet. Stoczyliśmy z Beskidem wyrównany bój, lecz to my popełniliśmy błędy, które rywal wykorzystał – ocenia Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy.
 


Beskid z kolei potwierdził w hitowym półfinale, że w obecnym sezonie zamierza walczyć o najwyższe cele. Ten będący następstwem „odprawienia” IV-ligowca wiąże się z realną możliwością zdobycia trofeum. – Dobrze realizowaliśmy te założenia, które sobie nakreśliliśmy przed meczem. W przerwie wprowadziliśmy dodatkowo odpowiednie korekty i mieliśmy po przerwie naprawdę dużo sytuacji, aby odnieść okazalszych rozmiarów zwycięstwo. Jestem z tego występu bardzo zadowolony – przyznaje trener skoczowian Bartosz Woźniak.

Reprezentant „okręgówki” powróci w weekend w świetnych humorach do ligowych zmagań i musi zachować maksymalną koncentrację, by w drużynie nie wkradło się rozluźnienie, po co by nie mówić sporego kalibru osiągnięciu. Kulminacją emocji tegorocznych może być bez wątpienia finał Pucharu Polski. To zwłaszcza w kontekście faktu, iż w poprzedniej edycji to Tempo zgarnęło puchar w okolicznościach nieszczególnie sportowych, bo przy braku porozumienia między klubami odnośnie terminu finału puńcowianom przyznany został walkower. – Historia zatoczy zatem koło i emocji z całą pewnością nie zabraknie – dodaje Woźniak.