Co poniektórzy z pewnością więcej spodziewali się po starciu mistrza z wicemistrzem Polski. O rozczarowaniu jednak nie ma mowy. Zarówno Rekord, jak i Constract po prostu bacznie skupiły się na szczelnej defensywie, a żadna ze stron nie chciała przesadnie się otworzyć. Pierwszą groźniejszą próbę podjął Rekord. Po 120 sekundach gry Michał Marek został zastopowany przez bramkarza gości. Następnie to lubawianie mieli swoją szansę, lecz "na posterunku" był Krzysztof Iwanek po strzale Evertona. 

 

W 7. minucie kibice zobaczyli premierowe trafienie. Eric Panes wpisał się na listę strzelców wykorzystując dogranie z rzutu rożnego Pawła Budniaka. Na odpowiedź gości nie trzeba było czekać długo... 3 minuty później wspomniany Everton sfinalizował szybki atak swojej drużyny. W tzw. międzyczasie przyjezdni "ostemplowali" słupek bramki Rekordu. Więcej goli w pierwszej części spotkania nie odnotowano, a i okazji ku temu praktycznie nie było. 

 

Po przerwie przewagę na parkiecie osiągnęli gracze Constractu. Stało się to głównie za sprawą tego, iż Rekord nie był w stanie konstruować składnych akcji. Za dużo było chaosu i niedokładności w poczynaniach biało-zielonych. W 34. minucie Sebastian Grubalski wyprowadził gości na prowadzenie, po tym jak wykorzystali oni przechwyt po stracie Rekordu. Jesus "Chus" Lopez Garcia postawił wszystko na jedną "kartę" i zdecydował się na wariant z tzw. lotnym bramkarzem. To nie przyniosło trenerowi Rekordu zamierzonego rezultatu, a wręcz przeciwnie. W ostatnich dwóch minutach Constract dołożył jeszcze dwie bramki i finalnie cieszył się z wygranej 4:1.