SportoweBeskidy.pl: Co się dzieje z Koszarawą? Jeszcze nie tak dawno byliście pierwsi w tabeli za liderem...
Sławomir Białek:
Wydaje mi się, że przerwa w rozgrywkach spowodowana niekorzystną aurą zupełnie wybiła nas z rytmu. Byliśmy rozpędzeni, a tylko z liderem i to w dodatku nieznacznie przegraliśmy. Po tej przymusowej pauzie coś się zaczęło dziać niedobrego z zespołem. Szukam lekarstwa na poprawę sytuacji, bo zależy nam, aby powrócić na właściwe tory możliwie szybko. Trzeba natomiast wspomnieć o tym, że kadrowo się posypaliśmy. Dla przykładu w ostatnim meczu ligowym brakowało w składzie Maksymiliana Celeja, Mariusza Kosibora, Davida Chipali, Tomasza Kozioła... Różne są tego przyczyny – choćby rodzinne i zdrowotne, ale też niektórzy się obrazili, że nie grają dostatecznie często. Ale to już wewnętrzne sprawy klubu.

SportoweBeskidy.pl: Faktem jest natomiast już 360 minut bez strzelonego gola...
S.B.:
Brakuje nam koncentracji. Sytuacji bramkowych mamy mnóstwo, jak ostatnio w meczu z drużyną z Bestwiny – dwie poprzeczki, inne okazje zmarnowane, nawet sam na sam z bramkarzem. W środkowej strefie rywale byli lepsi, ale to my mieliśmy dużo więcej szans. Znów jednak nic nie wpadło.

SportoweBeskidy.pl: A potencjał chyba jest znacznie większy niż pokazują to osiągane wyniki?
S.B.:
Jest duży i mamy tego świadomość. Zaczęliśmy sezon z wysokiego „C”. Ważne natomiast jak się coś kończy, a nie rozpoczyna. To zastanawiające o tyle, że kilka tygodni temu ograliśmy mocną Wisłę, a jeszcze rywalizowaliśmy przecież, jak równy z równym z liderem. Cóż, zwracam uwagę na indywidualne podejście każdego z piłkarzy do zawodów, przygotowanie mentalne. Nie widać jakoś tej zadziorności, głodu piłki. Czekamy, aby ruszyć z miejsca, bo wcale źle nie gramy. Zadowoleni być w obecnej sytuacji nie możemy.
Nie boję się mówić również o tym, że sędziowie bardzo często podcinają skrzydła poprzez swoje błędne decyzje. Tak było na przykład w Łękawicy. Jasne, że każdy może się pomylić, ale to trener traci później pracę, a sędzia jest nie do ruszenia. Wszyscy o tym mówią. Trzeba się w końcu pochylić nad poziomem sędziowania w lidze. Mówię to otwarcie, a wielu trenerów w innych drużynach mogłoby się pod tymi słowami podpisać.



SportoweBeskidy.pl: Za wami też prestiżowe derby, te akurat na remis.
S.B.:
Derby się odbyły i w zasadzie... tyle. Poziom ich był mocno średni. I również mieliśmy więcej z gry. Przyznam, że dawno nie widziałem Górala tak słabo grającego. Jasne, że rywal był kilka dni po wcześniejszym meczu, ale nie wiem czy to jest usprawiedliwienie. I nam, i Góralowi ten prestiżowy mecz generalnie nie wyszedł.

SportoweBeskidy.pl: Były trener ekipy z Wilkowic chyba nie wyobraża sobie, aby jego obecny zespół nie wygrał najbliższego spotkania ligowego – co ciekawe właśnie w Wilkowicach?
S.B.:
Oczywiście, że liczę na zwycięstwo. I to niezależnie, w jakim składzie zagramy. Trzy punkty dla nas to jedyne możliwe rozwiązanie, bo nie możemy dalej tracić punktów. Jeśli nawet z ostatnią drużyną w tabeli nie poradzilibyśmy sobie, to byłoby bardzo niedobrze.

SportoweBeskidy.pl: MRKS jest poza zasięgiem konkurentów?
S.B.:
Moim zdaniem tak. W Czechowicach jest bardzo duże „ciśnienie” na awans i to widać. To, że lider niedawno zaliczył pierwszą porażkę w sezonie niczego nie zmienia. Nie da się wygrać wszystkich meczów, a problemy kadrowe, czy mały kryzys może każdego dopaść. Pamiętajmy z drugiej strony, że najlepiej się „spinać” na lidera, każdemu zależy, aby w takim spotkaniu się pokazać.

SportoweBeskidy.pl: Zostajesz w Żywcu na rundę wiosenną?
S.B.:
Jest dużo czasu, aby decydować o przyszłości. Sam zastanawiam się co dalej. Podejmę ważną decyzję po urlopie i spokojnej ocenie tego wszystkiego, co się dzieje w obecnej rundzie.