
Sokół wysokich lotów
Ekipa z Zabrzega nie powiedziała ostatniego słowa w walce o utrzymanie w „okręgówce”. Jej inauguracja wiosenna jest tego dobitnym potwierdzeniem.
Skuteczność podbramkowa była tym elementem, który w stopniu największym zaważył na losach potyczki zabrzeżan z gośćmi z Jaworza. Ci nijak nie potrafili swoich szans spożytkować. W 5. i 10. minucie idealne sytuacje miał Artur Sawicki, ale piłka do siatki nie poszybowała w żadnym przypadku. Swój dzień miał zresztą golkipera Sokoła Dawid Grabski, który zastopował szarżującego niemal od połowy boiska Dariusza Sierotę. W końcówce tej części meczu Ilya Nazdryn-Platnitski podał do Krystian Zelka, ale ten z 12. metra chybił. Czarni mieli więc wystarczająco dużo okazji, aby rywala „napocząć”, a że tego nie zrobili, to przywołana indolencja się zemściła.
Zdarzenie najistotniejsze to 29. minuta. Futbolówkę dorzucił Piotr Jeziorski, strzał na bramkę wykonał Dominik Kania i choć Maciej Szkucik zaskoczyć się nie dał, to piłkę „wypluł”, a z dobitką pospieszył Bartłomiej Kobiela. – Inicjatywa rzeczywiście należała do gości z Jaworza, ale liczy się to, co „w sieci”. Zdobyliśmy prowadzenie i miało to kluczowe znaczenie dla losów meczu, bo po przerwie zagraliśmy już naprawdę dobrze – podkreśla Michał Adamus, II trener Sokoła.
Gospodarze w 51. minucie ponownie fetowali gola. Krycie w polu karnym przy kornerze zgubił Dominik Pustelnik, a na to tylko czyhał Dmytro Imanhulov, czyniąc pożytek z „centry” Kani. Od tego momentu Czarnym nie wiodło się zupełnie. – Biliśmy głową w mur, mając chyba świadomość tego, że wcześniej to spotkanie wypuściliśmy spod kontroli – uważa szkoleniowiec jaworzan Tomasz Wuwer. Zespół z Zabrzega z kolei nabrał przysłowiowego wiatru w żagle i mógł coś do bramkowych łupów dorzucić. Sytuacji najlepszej w tej odsłonie konfrontacji nie wykorzystał Kobiela, ale absolutnie nie zmąciło to wymarzonej wiosennej premiery.