
Spowolniona samba
Odrabianie zaległości z 6. kolejki "okręgówki" zapoczątkowano w Zebrzydowicach, dokąd na starcie ze Spójnią zawitał Smrek Ślemień.
Goście do meczu przystępowali z perspektywy miejsca na podium, zarazem w przededniu pucharowego finału. – Nie było w naszym zamierzeniu oszczędzanie sił, ale mogło tak to wyglądać, bo kompletnie nie weszliśmy w mecz – przyznaje Sławomir Bączek, szkoleniowiec Smreka, który został przez niżej notowanego rywala zaskoczony.
W 24. minucie zawahanie defensorów ekipy ze Ślemienia wykorzystał Michał Krehut. Arbiter nie podyktował rzutu karnego, czego wszem i wobec wyczekiwano, a napastnik Spójni lewą nogą uderzył nie do obrony pod poprzeczkę z okolic „16”. W 37. minucie błąd przyjezdnych „w tyłach” okazał się kosztowny, bo golkipera bez trudu pokonał Kamil Adamek. Było niespodziewanie 2:0 i dopiero wtedy faworyt zaczął zebrzydowiczanom zagrażać. Tu wspomnieć należy przede wszystkim o rzutach wolnych Pethersona – jednym w poprzeczkę, drugim zaś doskonale sparowanym przez Radosława Kalisza.
Kontynuacja prób odrobienia strat nastąpiła po pauzie. W 48. minucie w idealnej sytuacji piłkę obok słupka posłał jeszcze Vinicius, ale w 52. minucie bezbłędny był Deiverson Lima, zamieniając na gola kontaktowego mocne podanie Pethersona wzdłuż bramki. Smrek już więcej nie znalazł sposób na sforsowanie szczelnej linii obrony zespołu z Zebrzydowic, gospodarze kilkukrotnie kontrowali, lecz i w tym nie byli konkretni. Dopiero w doliczonym czasie potyczki zagranie ręką po strzale Krystiana Kaczmarczyka z rzutu wolnego skutkowało podyktowaniem „11”, z której nie pomylił się Kacper Waleczek.
– Zagraliśmy kolejny dobry mecz, dodatkowo dopisała skuteczność, z czego bardzo się cieszymy. Tym większa jest nasza satysfakcja, że w mojej opinii mierzyliśmy się z rywalem pod względem piłkarskim wyglądającym najlepiej w lidze – ocenia Piotr Puda, trener zebrzydowiczan.