Nie pierwszy raz jednak wiosną musieli solidnie się napocić, aby swój cel zrealizować. Goście z Pszczyny i owszem warunki postawili faworytowi trudne, ale ten sam poniekąd sytuację sobie skomplikował, gdy przeważając w premierowej odsłonie – rozgrywanej w niezbyt okazałym tempie – nie wykazał się należytą skutecznością. Dogodne szanse miał Wiktor Matlak, „oko w oko” z golkiperem Iskry stanął też Dominik Kępys, ale w przywołanych zdarzeniach to bramkarz był górą.
 



Po przerwie było bardzo ciekawie. Gospodarze nie zamierzali tracić punktów, a ich konkurent... ułatwiać mu zadania. W 59. minucie defensywa Iskry została jednak sforsowana. Kępys zagrał wzdłuż pola karnego na 5. metr do Daniela Kasprzyckiego, który umieścił piłkę „w sieci”. Od tego momentu mecz nabrał rumieńców. Przyjezdni nie mieli nic do stracenia, często nękali defensywę GLKS-u i przyznać trzeba, że mogli doprowadzić do wyrównania w kilku wypadach. Tak, jak i wilkowiczanie uczynić wygraną bardziej obfitą. Futbolówka z linii bramkowej wybijana była przy uderzeniu Kasprzyckiego, do „pustaka” chybił Maciej Marzec, a sytuacje sam na sam z golkiperem pszczyńskiej drużyny przegrywał Kępys.

– Trochę na nasze własne życzenie nie był to mecz spokojny. Rywal się odgryzał, a my nie potrafiliśmy „zamknąć” spotkania – ocenia Krzysztof Bąk, szkoleniowiec lidera „okręgówki”.