Twierdza zdobyta
Arcytrudny wyjazd do Rybnika "in plus" zaliczyli zawodnicy z Łękawicy, którzy od początku meczu byli należycie skoncentrowani na realizacji założeń.
Kibice na dobre nie rozsiedli się na swoich miejscach, a już nieoczekiwanie prowadził beniaminek. Po wrzucie z autu Marcin Wróbel dograł do Adriana Rakowskiego, który zbytnio się nie namyślając huknął z ponad 30-metrowej odległości od słupka do siatki i co najważniejsze nieosiągalnie dla golkipera ROW-u. Była dokładnie 24. sekunda wybornie zapowiadającej się rywalizacji...
– Przyjechaliśmy do niedawnego lidera, mającego u siebie komplet zwycięstw i dorobek bramkowy budzący respekt. Wiadomo było, że nie zdecydujemy się grać otwartego futbolu. Nie była to też żadna „obrona Częstochowy” w naszym wykonaniu, ale realizacja zadań defensywnych całej drużyny, przez większość spotkania w sposób naprawdę wzorcowy. Umiejętnie się broniliśmy, rozbijaliśmy wiele ataków rywala. Trochę szczęścia też mieliśmy, ale przede wszystkim wyjazdowe zwycięstwo zawdzięczamy konsekwencji w grze – mówi Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec gości z Łękawicy, którzy tym bardziej skupili się na „tyłach” po ekspresowym otwarciu wyniku na swoją korzyść.
Finalny efekt okazał się dla Orła bardzo pomyślny. Jasne, że rybniczanie pod trenerską batutą Piotra Mandrysza posiadali inicjatywę, a kilka ich prób było naprawdę groźnych. Świetne zawody między słupkami rozgrywał jednak Jan Głowacz. Raz też przyjezdnym dopisało szczęście, gdy piłka odbiła się od poprzeczki, co zapobiegło wyrównaniu rezultatu przed przerwą. Sporadycznie zaś „nasz” IV-ligowiec odgryzał się, m.in. w rewanżowej części kąśliwie z rzutu wolnego uderzał Wróbel. Inna sprawa, że ofensywa Orła nie miała dziś istotnego argumentu pod nieobecność w składzie Damiana Chmiela.