Spotkanie miało wyrównany przebieg, a jego obraz najlepiej oddaje określenie "piłkarskie szachy”. Obie drużyny starały się grać uważnie w defensywie, nie podejmując zbyt dużego ryzyka w ofensywie, co sprawiło, że w pierwszej połowie brakowało klarownych sytuacji bramkowych. Gospodarze mieli problemy z finalizacją akcji, a goście z Milówki również nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze zorganizowaną obronę Borów.

 

Po przerwie obraz gry nieco się ożywił. W 50. minucie Podhalanka objęła prowadzenie po błędzie w środkowej strefie boiska, który zapoczątkował łańcuch pomyłek w szeregach Borów. Futbolówka trafiła pod nogi Filipa Balcarka, który z około ośmiu metrów pewnym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy. Stracony gol nie podłamał jednak zespołu z Pietrzykowic. W 71. minucie gospodarze dopięli swego. Jakub Sołtysik popisał się dobrym, długim podaniem do Adriana Duraja, który sprytnie minął obrońcę, wbiegł w pole karne i zagrał do Rafała Duraja. Ten nie zmarnował okazji i z bliskiej odległości skierował piłkę do siatki. W końcowym fragmencie meczu obie drużyny znów bardziej skupiły się na zabezpieczeniu tyłów niż na szukaniu zwycięskiego trafienia. Walka toczyła się głównie w środkowej strefie boiska i ostatecznie żadna ze stron nie zdołała przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, a remis wydaje się wynikiem najbardziej oddającym przebieg rywalizacji.

 

- Przyjęliśmy ten punkt jako sprawiedliwy. Był to bardziej mecz piłkarskich szachów niż widowisko. Typowy kibic, który przyszedł na to spotkanie, raczej nie mógł być zadowolony. Odczuwaliśmy już trudy tej rundy, przyszedł lekki dołek i ostatnie mecze były słabsze w naszym wykonaniu. Nie byliśmy tak agresywni, jak wcześniej, ale chcieliśmy zakończyć rundę pozytywnym akcentem. Podhalanka była rozpędzona, a my na przeciwległym biegunie - podsumował trener Borów, Marek Makarewicz.