W siatce tylko raz
Drużyny z Żywiecczyzny mierzyły się w niedzielne popołudnie w Leśnej. Gospodarzom przyświecał cel podtrzymania pozytywnych osiągnięć w "okręgówce", goście zaś zaprzeczyć mianu zespołu punktującego wyłącznie u siebie.
Co ciekawe, piłkarze obu drużyn od pierwszego gwizdka sędziego poczynali sobie dość żwawo, a akcje często przenosiły się z jednej strony na drugą, o ile nie były przerywane faulami, bo tych także nie brakowało. Gospodarze operowali z reguły w bocznym sektorze, ale z dośrodkowań w pole karne nie wynikało za wiele, zwłaszcza wobec dobrej dyspozycji i wyczucia Michała Motyki. Obiecujący kwadrans zaliczyli również piłkarze Skałki, lecz i im trudność sprawiało podejmowanie właściwych decyzji, gdy przychodziło finalizować ofensywne wypady bądź stałe fragmenty.
Wobec takiego, a nie innego przebiegu gry, można było zakładać, że o zwycięstwie przesądzi premierowe trafienie. Tego doczekali się zawodnicy beniaminka. W 54. minucie z odległości ponad 20-metrowej uderzył Krzysztof Walkiewicz, piłkę sparował golkiper zespołu przyjezdnego, ale najszybciej do niej dopadł Kacper Jakubiec, technicznie przerzucając Motykę. Bliski podwyższenia wyniku na korzyść LKS-u był główkujący po kornerze Mateusz Piątek, na skrzydle co rusz „szarpał” Jakub Jurowski, ale miejscowi nie doczekali się kolejnego „fanta”. Zdołali jednak zgarnąć wszystkie punkty, bowiem Skałka niczym konkretnym nie odpowiedziała. Chybione główki Tomasza Pękali oraz Igora Jarco, w następstwie wrzutek, jakie z prawego skrzydła wykonał Mateusz Pochopień, to za mało, aby myśleć o sprawieniu wyżej notowanym gospodarzom psikusa.
– Zagraliśmy słabo i trzeba to uczciwie przyznać. Nie tworzyliśmy sobie sytuacji, a gdy już na coś się zapowiadało, to podejmowaliśmy złe wybory – przyznaje Tomasz Sala, szkoleniowiec gości z Żabnicy.
– Ciężki mecz z ambitnie walczącym przeciwnikiem. Takie punkty cieszą, bo pewnie remis też dziś nikogo nie skrzywdziłby – zauważa z kolei Piotr Raczek, prezes klubu z Leśnej.