Walka o finał "z rumieńcami"
To było szalone widowisko, godne walki o finał Pucharu Polski na Żywiecczyźnie. Smrek Ślemień postawił się wyżej notowanej drużynie z Łękawicy, ale ostatecznie to Orzeł awansował do dalszej rundy.
Orzeł Łękawica zameldował się w finale Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Żywiec, ale droga do tego sukcesu wiodła przez prawdziwy dreszczowiec. W Lachowicach IV-ligowiec pokonał Smrek Ślemień 4:3, a emocje nie opuszczały kibiców aż do ostatniego gwizdka. Choć różnica ligowa sugerowała wyraźną przewagę gości, to boisko zweryfikowało wszystko i pokazało, że piłkarskie niespodzianki wiszą w powietrzu.
Spotkanie rozpoczęło się od prawdziwego trzęsienia ziemi - już w pierwszej minucie Clinton przejął piłkę od defensora Orła i uderzeniem z dystansu otworzył wynik dla Smreka. Ten cios podrażnił przyjezdnych, którzy szybko ruszyli do odrabiania strat. W 17. minucie po rzucie rożnym Łukasza Radomskiego do wyrównania doprowadził Marcin Wróbel, a jeszcze przed przerwą Orzeł wyszedł na prowadzenie za sprawą Damiana Chmiela, który sfinalizował oskrzydlającą akcję. Orzeł mógł schodzić do szatni z wyższą przewagą - minimalnie niecelne uderzenie Adriana Rakowskiego, świetna interwencja bramkarza po strzale Michała Bojdysa czy zbyt długo zwlekający Chmiel dawały Smrekowi nadzieję na drugą połowę.
Druga część meczu tylko potwierdziła, że Smrek wcale nie zamierza łatwo oddać marzeń o finale. W 52. minucie Vinicius kapitalnie wykończył kontratak, wyrównując stan rywalizacji. Radość gospodarzy nie trwała jednak długo, bo trzy minuty później po dalekim wrzucie z autu znów skutecznością popisał się Wróbel. Wydawało się, że kolejne trafienie Michała Bojdysa z 84. minuty rozstrzyga losy meczu, ale odpowiedź gospodarzy była błyskawiczna - Bruno w iście efektowny sposób zaskoczył bramkarza gości lobem niemal z połowy boiska. W końcówce zrobiło się nerwowo, momentami wręcz nieprzyjemnie, a Smrek był o krok od doprowadzenia do dogrywki - słupek po strzale Piotra Górnego i minimalnie spóźnione przyjęcie Clintona mogły zupełnie odwrócić losy spotkania.
– Mamy niedosyt, bo niewiele zabrakło do karnych. Od straty trzeciej bramki to my byliśmy zespołem lepszym. Rosła drużyna Orła wykorzystała swoje atuty, ale remis i konkurs jedenastek byłby sprawiedliwy – mówił po spotkaniu trener Smreka, Sławomir Bączek.
Z kolei w obozie zwycięzców, mimo radości z awansu, nie brakowało krytycznej refleksji. - Spodziewaliśmy się trudnego meczu i tak właśnie było. Sami wprowadziliśmy trochę nerwowości i traciliśmy kontrolę nad spotkaniem. Ważne jednak, że osiągnęliśmy cel - jesteśmy w finale - podkreślał szkoleniowiec Orła, Krzysztof Wądrzyk.