Po ostatnim meczu z teoretycznie słabszym rywalem poprzeczka przed piłkarzami LKS-u Czaniec znów powędrowała w górę. Do Czańca zawitał jeden z czołowych zespołów trzecioligowych. Gospodarze bynajmniej wyżej notowanych rywali nie przestraszyli się, choć w premierowej odsłonie skupili się na grze defensywnej – uważnej i pewnej. – Oglądaliśmy bardzo wyrównaną walkę. Chyba w obawie przed kontrami żadna z drużyn nie chciała odważniej zaatakować – opowiada Mariusz Wójcik, szkoleniowiec piłkarzy z Czańca, którzy mogli jednak cieszyć się w 38. minucie. Po błędzie gości na pozycję sam na sam z bramkarzem Pniówka wyszedł Salomon Mawo. Uderzył w środek bramki, a to efektu przynieść nie mogło. Na dalszy przebieg gry wpływ miała sytuacja z 55. minuty. Sędzia usunął wówczas z boiska jednego z zawodników Pniówka, który próbował wymusić „11”, a wcześniej został już upomniany żółtą kartką. To jeszcze bardziej onieśmieliło pawłowiczan, zachęcając z kolei do natarcia gospodarzy. Po dokonanych zmianach gra LKS-u ożywiła się, ale do bramki gości piłka wpaść nie chciała. Bliski zapewnienia swojej drużynie pełnej puli był Kamil Karcz po dośrodkowaniu Piotra Pindla, nad poprzeczką futbolówkę przeniósł także w niezłej sytuacji Dawid Hałat. Sporo zagrożenia stwarzali ponadto na skrzydłach Marcin Giziński oraz Daniel Ferreri. Ale bramki już nie padły. Remis z drużyną trzecioligowej "szpicy" to rezultat, który mimo wszystko należy szanować. – Dopisujemy do swojego konta kolejny punkt, ale z dozą niedosytu. W każdym spotkaniu gramy o zwycięstwo i dziś zabrakło nam niewiele, by kibiców w Czańcu uszczęśliwić – podsumowuje szkoleniowiec LKS-u Czaniec.  LKS Czaniec – Pniówek Pawłowice Śląskie 0:0 LKS Czaniec: Soldak – Dębski, K.Bączek, Żak, Nagi (60' Hałat), D.Łoś (80' Ferreri), Sadlok, P.Łoś, Pindel, K.Karcz, Mawo (65' Giziński) Trener: Wójcik