Wstrząs w końcówce
Pierwszorzędne "show" na zakończenie rundy dali zawodnicy Wisły Strumień i GKS Radziechowy-Wieprz. Wisła do 90. minuty prowadziła 3:1, jednak w doliczonym czasie zespół z Radziechów odwrócił losy spotkania.
- Muszę pochwalić swój zespół, bo potrafiliśmy się podnieść po średniej pierwszej połowie. Szkoda, bo nie wytrzymaliśmy presji w końcówce i czujemy się jak przegrani - mówi niepocieszony Mateusz Szatkowski, trener Wisły Strumień.
Początek meczu był lepszy dla ekipy ze Strumienia, jednak z czasem do głosu zaczął dochodzić GKS. Dwie okazje dla Wisły miał Przemysław Kiełkowski. Po stronie drużyny z Radziechów próbowali m.in. Tomasz Janik oraz Igor Handzlik. W samej końcówce pierwszej połowy bramkowy impas został przełamany. Patryk Pawlus świetnie dośrodkował do Handzlika, a ten ulokował piłkę w siatce.
Więcej emocji dostarczyła druga połowa. Już na jej wstępie GKS miał klarowną okazję na 2:0 - strzał Pawlusa świetnie obronił jednak Jarosław Gatner. To zemściło się na drużynie z Radziechów. Wisła w krótkim odstępie czasu z bramki cieszyła się po trzykroć. Do remisu doprowadził Marcin Niebisz, który skończył krótko rozegrany rzut rożny "centrostrzałem". Chwilę później Szymon Kołodziej precyzyjnie dorzucił na głowę Dawida Gizlera. Ten drugi trafił także na 3:1 - zachowując zimną krew w sytuacji sam na sam.
Do 90. minuty wynik był korzystny dla Wisły. A później... W pierwszej minucie doliczonego czasu Mateusz Janik zdobył bramkę kontaktową korzystając na podbramkowym zamieszaniu. Napędzeni piłkarze GKS-u poszli po kolejny bramkowy łup. W jednej z ostatnich akcji meczu faulowany w polu karnym Wisły był M. Janik. Z "wapna" celnie przymierzył T. Janik, ustalając wynik meczu.
- Gdy strzelasz dwie bramki w doliczonym czasie gry i z 1:3 wychodzisz na 3:3, to trzeba ten punkt szanować. Aczkolwiek mamy też powody, aby żałować tego meczu. Inaczej by się potoczyłyby jego losy, gdybyśmy strzelili na 2:0 - zauważa Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec GKS-u.