– Nie możemy i nie zamierzamy się rozluźniać. Bo choć Rekord to beniaminek, to jest drużyną, która potrafi dobrze operować piłką, gdy na to się jej pozwoli – takie głosy napływały z obozu Górnika Łęczna przed konfrontacją z bielskim zespołem. Już w toku boiskowej rywalizacji okazało się, że zdecydowanie faworyzowane gospodynie owe zalecenia zamierzają zastosować...

Łęcznianki od pierwszego gwizdka postawiły na ofensywę, ale już ze znalezieniem klucza na rozmontowanie defensywy osłabionego personalnie Rekordu trudności i owszem miały. Impas ów trwał do 31. minuty, bo wówczas na strzał z dystansu zdecydowała się Weronika Kaczor, nie dając Natalii Majewskiej żadnych szans na interwencję. Był to niestety początek klarownej dominacji Górnika, okraszonej krótko po wznowieniu gry w rewanżowej części aż 4-krotnymi łupami. Katarzyna JezioroRoksana Ratajczyk wykorzystywały bezlitośnie „luki” w bielskich szykach obronnych w 34. i 40. minucie, zaś między 48. a 50. minutą czyniła to Nigeryjka Macleans Chinonyerem. Przy okazałym prowadzeniu 5:0 miejscowe z równie dużą atencją nie dążyły do odnotowania kolejnych łupów. Nie umniejsza to wcale ambitnej postawy „rekordzistek”, które w 66. minucie doczekały się zasłużonego trafienia honorowego. W gronie strzelczyń zameldowała się Katarzyna Moskała.

Ocena ekstraligowej potyczki jest jednoznaczna, a liczby „nie kłamią”. Piłkarki z Łęcznej egzekwowały aż 10 kornerów w całym meczu, przy ledwie 1 zespołu z Cygańskiego Lasu. W strzałach celnych zarysowała się z kolei przewaga 6 do 3 na rzecz faworytek. Trudno uznać to za przypadek. Na koncie zawodniczek Górnika widnieje aktualnie 21 „oczek” w tabeli, podopieczne Marcina Trzebuniaka zgromadziły ich tylko 3.