Z kontrowersją w polu karnym i bramkarzem w polu
Choć tylko jeden zespół zdobywał w Radziechowach gole, to zarówno miejscowi, jak i goście z Zebrzydowic zadbali o boiskowe „smaczki”.
Tym najgłośniej dyskutowanym w trakcie i po meczu było zdarzenie z 38. minuty. Po strzale gospodarzy z dalszej odległości arbiter dopatrzył się zagrania ręką u jednego z zawodników Spójni, a ocena tej sytuacji była całkowicie odmienna. Fakt faktem, że sędzia z podyktowania „11” ani myślał się wycofywać, zaś pomocnik GKS-u Marcin Byrtek... pudłować. I tak radziechowianie zdobyli skromną zaliczkę, na którą z przebiegu gry zasługiwali.
Gospodarze nadawali ton boiskowej rywalizacji po powrocie na murawę, a strzał Jakuba Pieterwasa zza pola karnego – co ciekawe oddany nietypowo dla siebie prawą nogą – zaskoczył Kamila Kawę. Przegrywający zespół nie zrezygnował z walki o korzystny wynik. W 80. minucie przed idealną szansą na bramkę kontaktową stanął Kamil Demczak, ale jego intencje przy strzale „z wapna” zostały „przeczytane”. Jeszcze szarże Eryka Penkali i Przemysława Palucha mogły cokolwiek w rozdziale punktów zmienić, ale zamiast „styku” piłkarze GKS-u przypieczętowali zwycięstwo. Do pustej bramki futbolówkę wpakował debiutant Tymoteusz Wolny, któremu otwierające podanie wykonał... jego trener z juniorskiej drużyny Marcin Kosiec.
Pomeczowe głosy? – Wcale nie musieliśmy tu przegrać – mówił „na gorąco” po konfrontacji Krzysztof Wierzbicki, który wyczekuje premierowych punktów w roli szkoleniowca ekipy z Zebrzydowic. – Mecz nie miał większej historii i toczył się w zasadzie na jednej połowie. Kwestią czasu przy kadrowej niedyspozycji przeciwnika był to, kiedy zdobędziemy decydujące gole – oznajmił trener GKS-u Seweryn Kosiec.
A skoro o personaliach mowa, to należy odnotować ledwie 11-osobowe grono zawodników Spójni na wyjazdową potyczkę. Z konieczności nie między słupkami, a w ofensywnie wystąpił nominalny bramkarz Radosław Kalisz.