Zaczęło się – to już niemal tradycja w przypadku meczów Pasjonata – od bramki dla przeciwnika, który po 180. sekundach od premierowego gwizdka arbitra miał w zanadrzu wartościową zdobycz autorstwa Mateusza Banasia. – Cóż, początek standardowo był „nasz”. Po golu dla rywala plan się posypał i z trudem nam cokolwiek przychodziło, choć oczywiście próbowaliśmy coś wskórać – opowiada Artur Bieroński, szkoleniowiec zespołu z Dankowic, którego sporadyczne okazje z pierwszej połowy spotkania to niecelna główka Jakuba Zauchy po wrzutce Szymona Tomali z bocznego sektora boiska czy finalnie nieefektywne rajdy Michała Sewery.

O niebo lepiej dankowiczanie wypadli po zmianie stron. 2-krotnie szczęścia szukał Błażej Cięciel – raz strzałem głową, raz z dystansu. Tuż po upływie godziny Patryk Pucka stanął „oko w oko” z golkiperem JUW-e, ale tej sytuacji na gola nie zamienił. Precyzją nie wykazał się też w 72. minucie Zaucha, któremu piłkę dograł Marcin Wróbel. Były to jednak jasne przesłanki, że Pasjonat nie zamierza w Tychach przegrać. Napór został wreszcie wynagrodzony w 79. minucie, kiedy dośrodkowanie Adriana Heroka z rzutu rożnego wykorzystał perfekcyjną główką Marcin Herman. Przyjezdni mogli w zaistniałych okolicznościach nawet triumfować, ale w 90. minucie tzw. piłkę meczową zmarnował uderzając nad poprzeczką Wróbel.

– Na punkt bez wątpienia zasłużyliśmy. Powiedziałbym nawet, że to remis ze wskazaniem na nas, więc wracamy w miarę zadowoleni – dodaje Bieroński. I to ocena miarodajna nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę, iż dankowicki zespół po dwakroć mógł mówić o farcie, gdy konkurent stemplował słupek oraz poprzeczkę...