Nie było to spotkanie, które od początku trzymało w napięciu. Można rzec, iż rozpoczęło się ono dopiero w końcówce, gdy zawodnik Arki Sebastian Milewski w odstępie kilkunastu sekund otrzymał dwie żółte, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Miało to miejsce dokładnie w 80. minucie. Wówczas Podbeskidzie uwierzyło, że może wygrać i wykorzystać przewagę, natomiast goście zagrali znacznie odważniej w ataku... 

 

Zanim to jednak miało miejsce obejrzeliśmy pierwszą połowę, która nie była obfita w bramkowe sytuacje. W 7. minucie "kąśliwie" uderzał Jaka Kolenc, jednak z jego próbą bez problemu poradził sobie bramkarz Arki. W odpowiedzi gdynianie mieli swoją okazję za sprawą strzału Olafa Kobackiego - tutaj na "posterunku" był Patryk Procek. Aktywny w tym meczu Kobacki raz jeszcze szukał szczęścia w 34. minucie, jednak tym razem trafił w boczną siatkę.

 

Druga połowa rozpoczęła się od bardzo groźnego uderzenia Tomasza Jodłowca z dystansu po akcji zainicjowanej po przechwycie Bartosza Bernarda. Piłkę na rzut rożny zdołał jednak sparować golkiper Arki. Od tego momentu nie działo się praktycznie nic pod jedną, jak i drugą bramką... Aż do wspomnianej na wstępie 80. minuty. Chwilę od tego wydarzenia poprzeczka uratowała Podbeskidzie przed stratą bramki. W doliczonym czasie natomiast "piłkę meczową" miał Tornike Gaprindaszwili, które mocne uderzenie świetnie obronił Procek. 

 

Finalnie kibice zgromadzeni na Stadionie w Bielsku-Białej goli nie ujrzeli. Remis ten nie satysfakcjonuje. Arka nie wykorzystała okazji, aby wskoczyć na fotel lidera, mając kilka swoich okazji. Punkt natomiast praktycznie nic nie daje Podbeskidziu, które skorzystało na grze w przewadze. Mając jednego zawodnika więcej brakowało większego animuszu i odwagi na połowie rywali.