– Więcej po tym występie oczekiwałem. Na pewno inaczej wyobrażaliśmy sobie ten inauguracyjny mecz, nawet licząc się z siłą rywala – mówi Patryk Pindel, szkoleniowiec zespołu z Wisły, którego sytuacja skomplikowała się na krótko przed ligowym spotkaniem. Z powodu kontuzji na przedmeczowym treningu ze składu wypadli stanowiący ważne ogniwa w defensywie – Artur AdamczykIgor Matloch.

Wiślanie wyjechali ze Skoczowa bez jakichkolwiek zysków, gospodarze do siatki trafiali 3 razy – co istotnie nie bez winy samych zawodników z Wisły. Przy pierwszej bramce stratę zanotował Paweł Leśniewicz, druga to następstwo „swojaka” Jakuba Waleczka i wreszcie nikt nie przerwał szarży Jakuba Krucka, a brak zdecydowania był aż nadto w owej sytuacji widoczny. – Z gry nie wyglądaliśmy źle i nie zostaliśmy przez rywala stłamszeni. Trudno mówić o jakiejś niemocy. Na drugą połowę wychodziliśmy z dobrymi myślami, ale gol samobójczy skrzydła nam zdecydowanie podciął. To nie był nasz mecz – dodaje trener WSS.

Punktów aktualnie 12. zespół w tabeli „okręgówki” szukać będzie chciał w najbliższy weekend, podejmując na własnym boisku Piasta Cieszyn. Także więc w tym przypadku zadanie przed podopiecznymi trenerami Pindla nie lada. – Jesteśmy trochę w podobnej sytuacji, jak Beskid przeciwko nam – nie możemy sobie pozwolić na porażkę. To będzie jednak ciężki mecz. Piast ma ten „napęd” w postaci Irka Jelenia, który w kluczowych momentach bierze piłkę i strzela gola. Natomiast gdzieś te punkty trzeba zacząć łapać, bo miejsce w tabeli mamy poniżej oczekiwań i możliwości – ocenia szkoleniowiec wiślańskiego zespołu.