- Był to dziwny mecz. Jak długo jestem trenerem, tak dawno nie widziałem takich wydarzeń. Dla postronnego kibica na pewno było to ciekawe widowisko, jednak jeśli chodzi o naszą grę były elementy, które szwankowały w defensywie i ofensywie - opisuje szkoleniowiec Sokoła, Daniel Bąk. 

 

Bez goli upłynęły premierowe trzy kwadranse. Obie ekipy miały swoje lepsze, bądź gorsze sytuacje, jednak nie brakowało odpowiedniej finalizacji i nieco więcej wyrachowania. Po stronie Sokoła, dwie próby sam na sam odnotował Kacper Kołodziej. Kibice więc z nadzieją czekali na drugą połowę, że przyniesie ona bramkowe łupy i nie zawiedli się. 

 

Druga połowa rozpoczęła się od kilku prób strzeleckich drużyny z Zabrzega. Swoje okazje odnotowali m.in. Michał Mazur, Dmytro Imanhulov czy Kamil Kozłowski. To jednak goście wykazali się skutecznością w 70. minucie, po tym jak zawodnik z Bierunia wykorzystał pojedynek "oko w oko" z bramkarzem z Zabrzega. Odpowiedź miejscowych przyszła niespełna kwadrans później, gdy Marcin Godniak dobrze odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu po rzucie rożnym. Co jednak istotne, wcześniej czerwoną kartkę ujrzał bramkarz Piasta, za zagranie ręką poza polem karnym, a do "świątyni" przyjezdnych wskoczyć musiał zawodnik z pola. Mimo gry w niedowadze piłkarze z Bierunia ponownie objęli prowadzenie w 84. minucie i mieli kilka okazji, aby zamknąć ten mecz. Za każdym razem świetnie jednak interweniował Dawid Grabski, który był bohaterem końcowych minut spotkania. W doliczonym czasie gry Sokół wydarł rywalowi punkt, za sprawą gola Szymon Żółtego, który głową skierował piłkę do siatki.