Kiedy w 21. minucie pełniący rolę gospodarza Beskid podwyższył wynik na 2:0, wydawało się nierealnym, że nie zapisze na swoim koncie maksymalnych rozmiarów łupów. – Nie tylko strzelaliśmy do przerwy gole, ale i kreowaliśmy sytuacje. W szatni uczulałem drużynę, że 2:0 to wynik często zdradliwy. Po zmianie stron nie poznawałem już swojej drużyny. Daliśmy sobie strzelić bramki, popełniając błędy wręcz w skandaliczny sposób. O tyle to dziwne, że mamy w zespole sporo doświadczenia i powinniśmy mimo tego wygrać. Jestem zdenerwowany z faktu straconych punktów, zwłaszcza przez pryzmat pracy wykonanej zimą oczekiwania mieliśmy całkiem inne. Musimy z tego wyciągnąć wnioski – opowiada Bartosz Woźniak, szkoleniowiec zespołu ze Skoczowa.

Więcej powodów do radości mieli w Zebrzydowicach, bo wyszarpanie punktu na trudnym terenie to osiągnięcie mające swoją wartość. – Wiedzieliśmy doskonale z kim gramy i mieliśmy pomysł, aby szukać wolnej przestrzeni za plecami rywali. Początek zły nie był, ale przyczyniliśmy się mocno do goli, jakie Beskid zdobył. Wydawało się, że będzie już ciężko nam powalczyć. Po przerwie byliśmy jednak lepsi, a gole to potwierdzają. Możemy być zadowoleni, bo pewnie wynik taki bralibyśmy w ciemno. Szanujemy ten punkt – zauważa trener zebrzydowiczan Grzegorz Łukasik.