Faworytem z racji tabeli byli piłkarze z Milówki, ale oczywiste wydawało się, że pokonanie GKS-u łatwą sztuką nie będzie. Zaczęło się jednak planowo. Do piłki wybitej na 18. metr dopadł w 14. minucie Patryk Semik i bez namysłu oddał strzał, którego golkiper „Fiodorów” nie był w stanie zatrzymać. Podhalanka mogła realizować swój koncept na to spotkanie, notując sporo odbiorów i gdy tylko nadarzała się ku temu sposobność, niepokojąc Adriana Rodaka strzałami. Takie wykonali m.in. Kacper Najzer czy Mikołaj Franusik, lecz niczego więcej ekipa z Milówki nie uzyskała. Nie odpowiedział też GKS, choć w 27. i 39. minucie bliski tego był Kacper Marian – raz blokując bramkarza gości, a futbolówka słupek minęła o centymetry, raz wychodząc nieco przypadkowo na pozycję sam na sam z Szymonem Kurowskim, by wdać się w niepotrzebny drybling.

Krótko po zmianie stron – konkretnie w 51. minucie – wydawało się, że Podhalanka istotnie swój cel wypełni. Po kornerze piłka wylądowała pod nogi Dawida Piątka, który za moment cieszył się z „fanta”. Radziechowianom pozostało sporo czasu, aby straty odrobić i... tego dokonali. Gdy tego potrzebowali najbardziej liczyć mogli na spokój i precyzję Marcina Byrtka. Kapitan GKS-u w 58. minucie świetnie przymierzył ponad murem z rzutu wolnego, a z pomocą przyszedł mu jeszcze rykoszet, by wreszcie w 85. minucie ze stoickim spokojem wynik meczu ustalić strzałem „z wapna”. Ten stały fragment to następstwo przewinienia Piątka, do którego o tyle można było mieć pretensje, iż Mateusz Janik został zaatakowany wbrew przepisom w sytuacji pozornie nie stwarzającej realnego zagrożenia dla Podhalanki. Pomiędzy trafieniami najlepszą sytuacją dla zespołu z Radziechów był rajd Mariana, który w decydującym momencie podał przed bramkę za plecy Radosława Tracza.

– Prowadząc 2:0 cofnęliśmy się i myślę, że trochę zbyt mocno. Umiejętnie się broniąc mogliśmy lepiej wychodzić z kontrami, bo takie okazje się nam nadarzały. Jesteśmy niepocieszeni, bo zaangażowanie i waleczność były dziś odpowiednie, a efekt końcowy to tylko punkt – komentuje Adrian Kopacz, szkoleniowiec przyjezdnych.

Dla podopiecznych Sebastiana Gruszfelda to z kolei już podział punktów numer 4. obecnej wiosny. – Z perspektywy takiej, że goniliśmy wynik trzeba zdobycz docenić, choć oczywiście sam w sobie nas nie cieszy, bo chcemy wygrywać – zaznacza trener GKS-u.