Otarło się bielskie Podbeskidzie o grupę mistrzowską, następnie o spadek. Różnie zespół prezentował się w przekroju całego sezonu. Jednym z jego liderów bez wątpienia był Bartłomiej Konieczny. Nasz rozmówca, gość STREFY WYWIADU, dzisiaj obchodzi 34 urodzin. Życzymy sto lat! konieczny - sobala SportoweBeskidy.pl: Zdobył pan zwycięską bramkę w meczu z Górnikiem Łączna, bramkę na wagę utrzymania. Najważniejszy gol w karierze? Bartłomiej Konieczny: Można powiedzieć, że najważniejszy. Przynajmniej na chwilę obecną (śmiech). Cieszę się, że zdobyłem bramkę, po której wszystko stało się jasne, przypieczętowaliśmy utrzymanie. Bez wygranej z Górnikiem również zachowalibyśmy ligowy byt, tak się ułożyły wyniki ostatniej kolejki, ale mogliśmy do Kielce jechać w zupełnie innych nastrojach. Gol dostarczyły wielu emocji, łezka w oku się zakręciła.

SportoweBeskidy.pl: Pojechaliście do Kielc pewni swego, rywal walczył o życie, był zespołem lepszym. Stawka meczu była dla was niewielka, dla rywala olbrzymia. Miała wpływ na jego przebieg? B.K.: Udaliśmy się do Kielc z zamiarem gry o trzy punkty. Tylko z takim podejściem na mecz może jechać profesjonalista. Być może fakt, że wywalczyliśmy wcześniej utrzymanie miał wpływ na naszą grę, ale tak być nie powinno. Graliśmy bez presji, chcieliśmy zagrać ładnie, mecz nam jednak nie wyszedł.

SportoweBeskidy.pl: Otarliście się o grupę mistrzowską, następnie o spadek. Sezon pełen emocji. Jak go pan ocenia? B.K.: Według mnie zakończyliśmy jeden z lepszych sezonów odkąd jestem w klubie. Walczyliśmy na dwóch frontach o coś wspaniałego, czyli Puchar Polski i grupę mistrzowską. Niestety nie udało nam się zrealizować celów, ale historyczne wyniki były blisko. Na pewno dostarczyliśmy kibicom sporo emocji. Patrząc teraz na końcowy wynik w lidze, można powiedzieć, że jest daleki od oczekiwań. Naszą postawę należy jednak przeanalizować głębiej. Kibic, który to uczyni, powinien docenić naszą grę. Jesteśmy rozczarowani. Byliśmy w pewnym momencie na czwartym miejscu w tabeli. Wtedy wszyscy nosili nas na rękach. Apetyt rósł w miarę jedzenia. My również zaczęliśmy patrzeć do góry. Stawialiśmy sobie wysokie cele. Może bujaliśmy w obłokach? Efekt jest taki, że liga nasze plany zweryfikowała. Przechodziliśmy przez trudny okres po tym, jak znaleźliśmy się w grupie spadkowej. Dużo zależało od głowy, od sfery mentalnej. Utrzymanie należy uznać w tych warunkach za dobry wynik. Zdobyliśmy cenne doświadczenie jako zespół. Wiemy, że nie możemy bujać w obłokach. konieczny - RusekSportoweBeskidy.pl: 30 spotkań rozegrał pan w zakończonym sezonie, 29 w pełnym wymiarze czasowym. Do tego dodać należy dwa zdobyte gole. To były udane rozgrywki dla Bartłomieja Koniecznego? B.K.: Przed rozpoczęciem rozgrywek liczyłem przede wszystkim na zdrowie. Wiedziałem, że jeśli ono dopisze, to będę w treningu i będę mógł pracować nad odpowiednią dyspozycją. Bez małych urazów się nie obeszło, ale wspomniane 30 spotkań w lidze rozegrałem. Marzyłem, jak cały zespół, o grze w grupie mistrzowskiej, a potem walce o coś więcej. Do swojej gry mam pewne zastrzeżenia, idealnie nie było. Na pewno w kilku meczach straciliśmy za dużo bramek, ale nie tylko ja miałem na to wpływ.

SportoweBeskidy.pl: Zmiana trenera była dla pana zaskoczeniem? B.K.: Tak jak wspomniałem, apetyt rósł w miarę jedzenia. Skończyliśmy w grupie spadkowej, a każdy liczył na coś więcej. Decyzję podjęli działacze, ja jestem piłkarzem, skupiałem się na grze. Przy każdym trenerze daję z siebie wszystko. Trener Kubicki ma inne metody treningowe. Czerpaliśmy większą przyjemność z treningów. Może to było nam potrzebne? 

SportoweBeskidy.pl: Jakiś mecz, wydarzenie z zakończonych rozgrywek zapadło panu w pamięci? B.K.: Na pewno porażki 0:3 z Górnikiem Zabrze i 2:4 z Piastem. Gdyby udało nam się uniknąć tych kompromitacji, bo tak należy nazwać wspomniane wyniki, to bylibyśmy w grupie mistrzowskiej. Po przeciwległej stronie są mecze z Zawiszą, Jagiellonią, Pogonią i Górnikiem Łęczna, które rozstrzygaliśmy na swoją korzyść w końcówkach. Słyszałem opinię, że po 60. minucie odcina nam prąd. Gole strzelane w doliczonym czasie gry świadczą o tym, że tak nie było.

SportoweBeskidy.pl: Od sześciu sezonów reprezentuje pan barwy Podbeskidzia. Będzie kolejny? B.K.: Czytałem gdzieś niesamowite herezja na nasz temat. Autor niedorzecznych tez twierdził, że nie chce się grać starszym zawodnikom, ponieważ wolą spaść do I ligi, bo wtedy będzie łatwiej o nowe kontrakty. Moja umowa był skonstruowana w ten sposób, że po rozegraniu odpowiedniej ilości spotkań w Ekstraklasie z automatu została przedłużana. Kilku zawodników miało podobne zapisy. Nikt nie chciał spadać. Wszyscy graliśmy dla klubu i siebie. Jestem związany z Podbeskidziem od sześciu lat, a w Bielsku-Białej czuję się jak w domu. Konieczny TSP SportoweBeskidy.pl: 22 czerwca rozpoczynacie przygotowania do kolejnego sezonu. Jak pan zamierza spożytkować czas wolny? B.K.: Córka chodzi do szkoły. Rozpocznie okres wakacyjny, a ja wrócę do treningów. Będą zatem odpoczywał w Bielsku-Białej. Przede wszystkich psychicznie, zarazem aktywnie. Nabiorę dystansu do tego, co za nami.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!  B.K.: Dziękuję. Rozmawiał: Krzysztof Biłka