Felieton: „Koleżko”, będzie Ciebie brakować…
To był dziwny poniedziałek. Jakby brakowało pewnego elementu. Nie zadzwoniłeś, Daniel, jak po praktycznie każdym weekendzie. Nie przywitałeś się tradycyjnym zwrotem: „hej, koleżko – co tam słychać? Byłeś na jakimś meczu?”. Nie przegadaliśmy kilkudziesięciu minut na temat tego, co działo się na boiskach. Nie podzieliłeś się swoimi przemyśleniami, anegdotami, gdy prowadziłeś ten czy inny klub lub jak grałeś z tym, i z tamtym. Pewnie zapytałbyś się, czy będę na wtorkowym meczu Rekordu z Hutnikiem, a ja jak zwykle rzuciłbym tą samą oklepaną frazę, że fajnie będzie usiąść obok kogoś, kto zna się na piłce.
Będzie Ciebie brakować, Daniel. Już brakuje.
W naszym dziennikarskim „światku” są trzy rodzaje relacji z trenerami. Pierwsza, ta najmniej przeze mnie lubiana, to gdy szkoleniowiec nie odbiera od ciebie telefonu, bo obraził się o jakąś pierdołę lub tak po prostu – nie chce być „medialny”. Druga – normalna relacja wynikająca z faktu, że każda ze stron ma świadomość swoich obowiązków i trzeba odbyć tę kilkuminutową rozmowę na temat tego, kto strzelił w światło bramki, kto asystował, kto zawinił przy stracie bramki, itp. Trzecia natomiast to najwyższy poziom wtajemniczenia. Nawiązuje się swego rodzaju „więź” koleżeńsko-przyjacielska z trenerem. Rozmawiacie na różne tematy, plotkujecie, a sama rozmowa trwa nie kilka, a kilkanaście minut. Jedna i druga strona wie, że nie zrobi sobie krzywdy. Że jak nie trzeba, nie wyjdzie przed szereg i nie napisze o potencjalnym transferze, żeby inny klub nie podebrał tego gracza.
W moim przypadku szkoleniowców z tego trzeciego rodzaju jest niewielu. Ale Ty, Daniel, wyłamałeś się z tego schematu i już nie była to zwykła relacja na linii dziennikarz-trener. Nie śmiem też się nazywać Twoim przyjacielem, ale byłeś mi bliski – szczególnie w tym piłkarskim środowisku i mam nadzieję, że tak też mnie zapamiętałeś.
Kto miał o to pretensje, a byli tacy, którzy to zauważali… nie przepraszam. Daniel był świetnym profesjonalistą w tym co robił. A do tego był niezwykle inteligentny. Mieliśmy prostą zasadę – ja ci się nie wpieprzam do składu, który wystawiasz, a Ty nie ingerujesz w to co piszę. Tak proste, a tak skuteczne. Zresztą nasze pomeczowe rozmowy to były najmniej meczowe rozmowy. 3 minuty o samym spotkaniu, reszta czasu – o wszystkim. Czasem się śmialiśmy, że dobrze, że nie był drugim „fryzjerem”. Gdyby sprawdzić mi billingi, to pewnie byłoby więcej połączeń niż mityczne 711. Taki właśnie byłeś, Daniel. Niezwykle pogodny, pomocny, a zarazem z bagażem trafnych przemyśleń.
Na taki stan rzeczy trzeba było sobie jednak zapracować. Nasze początki znajomości były… trudne. Daniel był wówczas trenerem KS-u Międzyrzecze, ja zaczynałem przygodę z pisaniem. Trzeba było zrobić podsumowanie, zapowiedź kolejki, to Daniel – zawsze z kulturą i gracją – przekazywał młodemu adeptowi, że nie teraz. Na koniec sezonu, bo nie chce być „medialny”. Musieliśmy więc przejść przez te wszystkie szczeble relacji. Ale było warto. Nawet w ostatnich dniach to wspominaliśmy i śmialiśmy się z tego.
Jak tak patrzę na to, co napisałem, można mieć wrażenie, że nasza relacja ograniczała się do dzwonienia i pewnie zwróciłbyś mi na to uwagę. Jest to jednak portal sportowy, więc skupię się na sporcie. Resztę zachowam dla siebie. Najlepiej więc wspominam razem obejrzane mecze. Latem przeżywaliśmy wspólnie awans Rekordu do II ligi. Zachwycałeś się zawsze grą Daniela Świderskiego, trzymałeś kciuki, żeby został w Cygańskim Lesie. Nie chciałem jednak, żeby ten awans został mi w pamięci z dwóch powodów. Jako wspomnienie sukcesu Rekordu i wspomnienie Ciebie… Naszym ostatnim wspólnie obejrzanym meczem było niedawne spotkanie BKS-u z Błyskawicą Drogomyśl. Twoja bialska Stal grała z Twoim dobrym kumplem Krystianem Papatanasiu – również człowiekiem przez lata oddanym BKS-owi. Nie mogło więc Cię zabraknąć.
Mieliśmy się wspólnie wybrać na zeszłotygodniowy mecz BKS-u z rezerwami Podbeskidzia. Coś ci wypadło i nie mogłeś dotrzeć. Dzień później zrobiłem Tobie relację. Jak się tragicznie okazało, to była ostatnia…
Co mi siedzi w głowie? Przede wszystkim „za szybko” oraz – jak na wstępie – że już Ciebie brakuje. Byłeś tą osobą w naszym środowisku, której nie dało się nie lubić. Nawet jeśli ktoś miał jakieś „ale”, to Ciebie szanował. Bo zawsze po porażce podałeś rękę, nie stroiłeś fochów, nie zrzucałeś winy porażek na sędziów. Do swoich obowiązków podchodziłeś rzetelnie i z pełnym zaangażowaniem, co też miało swoje konsekwencje w postaci tego, że za bardzo przeżywałeś niektóre rzeczy. Wiemy też obydwoje, że zawsze śledziłeś komentarze i polubienia w social mediach. Kto komu co polajkował, kto jak ocenił. Byłeś nawet tą nieliczną osobą, która sprawdzała kto komu polubił komentarz. Śledziłeś to zawsze po tym, jak zatrudniano Cię do danego klubu, czy też się z Tobą żegnano. Jeśli więc spojrzysz teraz, będziesz zadowolony.
Byłeś dobrym człowiekiem, i takim Cię zapamiętano.
Daniel, wiem, że zawsze czytałeś, to co piszę. Oceniałeś moje teksty – zazwyczaj pozytywnie, za co jestem Ci wdzięczny. Nie było to lukrowanie, nie byłeś człowiekiem tego pokroju. Często też mówiłeś: „napisz o tym, to jest dobry temat” i tak też powstało kilka tekstów. Teraz mi kazałeś napisać po raz pierwszy tekst pożegnalny. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu, Daniel. Jeszcze kiedyś porozmawiamy o piłce.
Twój „koleżka”…
-----------------------------
Pogrzeb śp. Daniela Bąka odbędzie się w czwartek 19 września o godzinie 14:00 w Kościele Najświętszej Marii Panny w Cygańskim Lesie. O 13:30 odbędzie się natomiast różaniec w intencji pamięci zmarłego.