*cięcie*

Dobra - jeżeli ktoś myślał, że mam zamiar pastwić się nad Bilińskim w tym artykule, to albo kompletnie mnie nie zna i pierwszy raz czyta jakikolwiek mój tekst, albo ma w sobie coś z wampira, chcąc wysysać „niewinną” krew. Swoją drogą jestem arcyciekawy ile osób po przeczytaniu pogrubionego lidu, albo samego tytułu zasiadło przed monitory, albo ekrany smartfonów i zaczęło zacierać ręce z myślą, nareszcie ktoś to powiedział, nareszcie napiszę to, co myślę w anonimowym komentarzu.

Kamil cóż o Tobie napisać? Otóż po pierwsze to, że Kamil Biliński jest i będzie legendą Podbeskidzia. Żadna słaba dyspozycja już teraz nie może mu zabrać tego miejsca. Przysporzył nam kibicom tak wiele radości, został kiedy było naprawdę ciężko, założył opaskę kapitana i do dzisiaj dumnie ją nosi - czapki z głów za to wszystko. Prócz tego, jeżeli ktoś miał tylko taką możliwość, to powie, że Kamil Biliński to naprawdę dobry człowiek, który szanuje zarówno dziennikarzy, jak i kibiców. Co wcale nie jest takie oczywiste. W czym to się objawia? Moim zdaniem chociażby w sposobie komunikacji. Pozwólcie, że przytoczę pewne wspomnienie.

Był początek maja 2011 roku. Jako pretendenci do awansu, pełni optymizmu po udanych meczach w Pucharze Polski, pojechaliśmy do Ząbek na mecz z ligowym outsiderem Dolcanem. W zasadzie cel był taki, żeby jechać, za bardzo się nie namęczyć i przywieźć komplet punktów. Życie szybko nas zweryfikowało, a na tablicy wyników po 90. minutach widniał wynik 2:0 dla gospodarzy. Stałem wtedy na murawie przy szatni, niepogodzony z tym, co się stało, próbowałem przekonać któregoś z piłkarzy, aby udzielił Wam kibicom wywiadu, odpowiedział na kilka pytań. Wszyscy ze spuszczonymi głowami przechodzili obok i odmawiali (wcale im się nie dziwie, bo to, co się stało było nieprawdopodobne). Wreszcie do szatni zbiegał też rezerwowy tego dnia Dariusz Kołodziej, kiedy go zaczepiłem podniósł głowę i powiedział: „Wiem, że ja muszę to zrobić”. Do dziś wspominamy często to wydarzenie, ale w obecnej drużynie takim człowiekiem jest właśnie Biliński, takim, który czuje na sobie odpowiedzialność za Podbeskidzie. Rozmawia z kibicami, rozmawia z dziennikarzami. To pierwszy kapitan, który odważył się wejść po meczu na twitterowy pokój, żeby opowiedzieć o spotkaniu, odpowiedzieć na pytania. Za to naprawdę wielki szacunek.

Przejdźmy do minusów, bo tych też jest wiele, począwszy od słabej dyspozycji w ostatnich spotkaniach. Skąd to się bierze? Uważam, że winą powinny zostać obarczone 3 jednostki:

Po pierwsze rzeczywiście w jakimś stopniu sam zawodnik, który widocznie obniżył swoje loty i jest „pod formą” - celowo daję tutaj cudzysłów, bo nie umiem prawdziwie tego ocenić - Z jednej strony jego gra pokazuje, że to już nie jest ten sam napastnik, którym był. Jego atuty takie, jak kreowanie zachowań w polu karnym, szybkość reakcji, decyzji, niekonwencjonalne rozwiązania gdzieś się zagubiły, ale z drugiej strony jeżeli już ma szansę podaną „na tacy” to potrafi ją skutecznie wykorzystać, jak w meczu z GKS-em Katowice.

Drugim winowajcą w mojej ocenie jest klub, który nie potrafił znaleźć dla Kamila odpowiedniej konkurencji. To wcale nie jest takie łatwe i przyjemne, kiedy nie masz z kim rywalizować. I nie zarzucam tutaj nikomu lenistwa, ale w każdej dziedzinie życia, aby być lepszym to musisz mieć jakiś punkt odniesienia. W innym wypadku możesz być cieniem samego siebie i nawet tego nie zauważyć. To w następstwie powoduje nadszarpnięcie opinii, hejt i w ten sposób spirala się nakręca...

I ostatni winny w tym procesie to sztab szkoleniowy, bo owszem nie udało się pozyskać nikogo (to duży błąd!), ale dlaczego w takim razie nie szukamy alternatyw wewnątrz naszego zespołu? Kiedy zabrakło środkowego pomocnika szybko na tę pozycję został „wymyślony” Ezequiel Bonifacio. Teraz wyjścia były 2 - albo dajemy szansę komuś z drugiego zespołu bądź juniorów, albo szukamy podobnego rozwiązania, jak z Argentyńczykiem. I tutaj ciekawostka: chociażby strzelec zwycięskiego gola w ostatnią niedziele przy #R21 Haitańczyk Jeppe Simonsen w sezonie 2016/2017 rozegrał 14 spotkań w charakterze środkowego napastnika w drugiej lidze duńskiej. Nie wykręcał tam jakichś wielkich bramkowych liczb, ale sam fakt pokazuje, że są osoby, którym można dać przymierzyć buty Kamila Bilińskiego i to dla jego dobra...


MARCIN STOPKA