– Na początku przeważaliśmy i wydawało się, że będziemy ten mecz kontrolować. Jest czego żałować, bo nawet przy braku ogrania na trawie i niedokładnościach z tego wynikających, mogliśmy uzyskać korzystny dla nas wynik – zaznacza Piotr Puda, szkoleniowiec Spójni.

Gospodarze najpierw nie wykorzystali najlepszego dla siebie fragmentu gry, a już po przerwie – dokładnie w 57. minucie – musieli pogodzić się ze stratą bramki. Hubert Kamieński popełnił błąd przy wyprowadzeniu akcji, czego następstwem był faul i celne uderzenie Łukasza Tarasza z 18. metra, którego Miłosz Śnieżek zastopować nie zdołał. Przyjezdni wkrótce mogli zaliczkę podwoić. Głową strzelał bez efektu Krystian Strach, chybił również Tarasz, a inny wypad ofensywny wspomnianego duetu nie powiódł się.

Kiedy w 75. minucie z boiska wyleciał wobec skompletowania żółtych kartek Krystian Kaczmarczyk, zanosiło się na pewne dowiezienie prowadzenia przez ekipę z Pogórza. Nic jednak bardziej mylnego. W 77. minucie płaski strzał Dominika Szczęcha zza pola karnego znalazł drogę do siatki LKS-u. Było to potwierdzeniem właściwej reakcji zebrzydowiczan, podobnie jak sytuacje bramkowe. Bartosz Pomeranek z bliska wcelował wprost w Mateusza Cienciałę, goście ofiarnie blokowali też uderzenia Mateusza Sobczaka oraz Szczęcha.

Dopiero sam finisz był w wykonaniu piłkarzy z Pogórza wyborny. Miejscowi nie zdołali daleko od bramki wyekspediować futbolówki po kornerze, Łukasz Hanzel zagrał do Piotra Basińskiego, a ten asystował dopełniającemu formalności Krzysztofowi Kałuży. – Patrząc na to, że graliśmy na wyjeździe z groźnym przeciwnikiem, będąc trochę w sytuacji z przysłowiowym nożem na gardle, to zaliczyliśmy niezłą inaugurację. Oceniając cały mecz, byliśmy trochę jednak od gospodarzy groźniejsi – mówi grający szkoleniowiec pogórzan.