
Bartosz Woźniak: Drużyna potrzebuje nowego impulsu
Wraz z końcem sezonu obowiązki trenera Beskidu przestanie pełnić Bartosz Woźniak, który w Skoczowie spędził 3,5 roku. W naszej STREFIE WYWIADU podsumowujemy ten czas z samym zainteresowanym, nie odbiegając o pytania o przyszłość.
SportoweBeskidy.pl: Oficjalnie nie będziesz już trenerem Beskidu Skoczów w przyszłym sezonie. Skąd taka decyzja?
Bartosz Woźniak: Jeśli chodzi o moją decyzję — nadszedł czas na zmiany w środowisku Beskidu. W klubie zaszły pewne zmiany organizacyjne i uważam, że poszły one w dobrym kierunku. Z kolei drużyna potrzebuje nowego impulsu, kogoś, kto spojrzy na piłkę z innej perspektywy. Trzy i pół roku to sporo czasu, przez cały ten okres trwała walka o rozwój. Nie będę ukrywał, że ta runda wiosenna w naszym wykonaniu jest przeciętna. Beskid poradzi sobie świetnie — ale już beze mnie.
SportoweBeskidy.pl: Trzy i pół roku spędzone na ławce trenerskiej Beskidu to sporo, jak na realia tej branży...
B.W.: Rzeczywiście, to długi okres. Ale przez ten czas klub przeszedł sporą ewolucję. Kiedy przychodziłem, zajmowaliśmy ósme miejsce w lidze okręgowej. Później byliśmy o krok od IV ligi. Stopniowo dołączali młodzi zawodnicy, którzy wnosili sporo jakości. Powstała fajna mieszanka młodości z doświadczeniem. Udało się wywalczyć awans do nowo powstałej V ligi - a tam nie trafiają przypadkowe zespoły. To był dobry i potrzebny krok. Ta liga jest wymagająca i konkretna.
SportoweBeskidy.pl: Co będziesz wspominał najczęściej z tego okresu?
B.W.: Przede wszystkim to, jak w bólach budowaliśmy ten projekt. Chciałbym tu szczególnie podkreślić postać mojego kierownika, Dawida Wojtyły - świetnego człowieka, który ma w sobie DNA Beskidu Skoczów. Z całego serca mu dziękuję. Zarząd, prezes - wszyscy są bardzo zaangażowani. Im więcej czasu minie, tym sprawniej będą funkcjonować organizacyjnie. Miałem duży komfort pracy, zawodnicy również nie mogli narzekać. Takich ludzi w piłce jest coraz mniej, a w Skoczowie są - i to dobrze wróży na przyszłość.
SportoweBeskidy.pl: Awansowaliście do nowej V ligi. To poziom odpowiedni dla Beskidu, czy klub powinien mierzyć wyżej?
B.W.: Bądźmy realistami - każdy chce grać wyżej. Regularnie oglądam mecze IV ligi, która dziś prezentuje poziom półprofesjonalny. Na ten moment V liga to bardzo odpowiedni poziom dla Beskidu. Mecz z BKS-em, żywiołowy doping z obu stron - to była prawdziwa wizytówka tej ligi, która pokazała, że Beskid jest w dobrym miejscu.
SportoweBeskidy.pl: W tej rundzie zaczęliście dobrze - wygrana z Tempem, później remis z Orłem... Ale nie poszliście za ciosem i drużyna wpadła w dołek formy.
B.W.: Taka jest piłka. Kryzysy się zdarzają. Nas przez lata omijały, aż w końcu przyszedł i do nas. Powodów było kilka: Krzysztof Surawski, nasz lider, ponownie zerwał więzadła. Nasz stoper Grabski odszedł do Niwy Nowa Wieś. Do tego doszły kontuzje, absencje, i to po prostu przestało funkcjonować tak, jak wcześniej. Mocno opuściło nas też szczęście - często traciliśmy bramki rodem ze „stadionów świata”. Na koniec rundy została tylko ciężka praca.
SportoweBeskidy.pl: Mimo to potrafiliście urwać punkty Orłowi czy niedawno bialskiej Stali. Lepiej gra Wam się z faworytami?
B.W.: Trudno powiedzieć, ale to pokazuje, że ten zespół ma potencjał. Potwierdziły to nie tylko te mecze, ale i zimowe sparingi. Uważam, że przy odpowiednich korektach kadrowych ta drużyna może być jeszcze lepsza.
SportoweBeskidy.pl: Przed Wami dwa ostatnie mecze, z Tobą jeszcze na ławce trenerskiej. Jaki jest plan? Liczy się tylko wynik?
B.W.: Mecz z BKS-em dał nam mentalnego „kopa”. W szatni widziałem dużą motywację. Chcemy wygrać z Iskrą, która najprawdopodobniej już spadła do ligi okręgowej, a później czeka nas prestiżowe starcie z MRKS-em. To będzie mój ostatni mecz jako trenera Beskidu, a później będę trzymał za ten klub mocno kciuki.
SportoweBeskidy.pl: A co dalej z Tobą? Odpoczywasz od seniorskiej piłki, skupiasz się na pracy w Rekordzie?
B.W.: Przede wszystkim chcę się teraz skupić na rodzinie - to też był jeden z powodów mojej decyzji. Czasowo trochę ich zaniedbałem i chcę to teraz nadrobić. Chcę też mocniej zaangażować się w pracę w akademii Rekordu. Szkolenie młodych zawodników, naszych perełek, które mają zasilać zespół II-ligowy - to mój cel. W akademii robimy wszystko, by przygotować ich mentalnie i taktycznie do dorosłej piłki. Przede mną nowe wyzwania i więcej obowiązków w Rekordzie.