- Nie wyciągamy wniosków z porażek. Mam na myśli tu mecz z Decorem Bełk. Cały czas wracają "demony" z przeszłości. Nie realizujemy zadań, zbyt łatwo tracimy bramki i efekt tego widać w rezultacie - mówi Patryk Pindel, szkoleniowiec Spójni. 

 

Landeczanie na mecz do Tarnowskich Gór udali się bez kilku podstawowych zawodników. Szansę otrzymali zawodnicy, którzy grali w mniejszym przedziale czasowym w tej rundzie i... nie wykorzystali jej. Już w 5. minucie Gwarek objął prowadzenie, gdy zawodnik gospodarzy wykorzystał, iż blok obronny Spójni był spóźniony i uderzył po długim rogu. Spójni brakowało "zęba", przyjezdni nie wyglądali na drużynę, która chce odrobić stratę. Poza próbą Wiktora Piejaka landeczanie nie wykreowali klarownej okazji. Efekt? Bramka na 0:2 w 35. minucie. 

 

Po zmianie stron obraz meczu nie uległ radykalnie zmianie. Już na samym wstępie Gwarek zdobył trzecią bramkę, najładniejszą w tym meczu po dobrym rozegraniu i uderzeniu z dystansu. W 50. minucie było już "po zawodach", gdy miejscowi podwyższyli na 4:0. Chwilę później sędzia wskazał na rzut karny po faulu na Igorze Mencnarowskim. Do "11" podszedł Jakub Wojtyła i zdobył bramkę tzw. na otarcie łez. Do końca meczu tempo nie powalało. Gwarek pilnował wyniku, a Spójnia nie potrafiła znacząco zagrozić bramce gospodarzy.