
Marcin Michalik: Staramy się nie zaprzątać sobie głów ewentualnym awansem
Drużyna z Wisły wygrała tej wiosny dotąd wszystko, co do wygrania miała, a wobec sprzyjających rozstrzygnięć zameldowała się na szczycie tabeli Ligi Okręgowej Żywiecko-Skoczowskiej. Czy wkroczyła bezpowrotnie na drogę do wywalczenia mistrzostwa? Pytania "kręcące się" wokół tej tematyki zadaliśmy Marcinowi Michalikowi, trenerowi piłkarzy WSS.
SportoweBeskidy.pl: Okoliczność naszej rozmowy jest wyjątkowa, w końcu to WSS Wisła po 20. kolejce zameldowała się na czele „okręgówki”. Zaskoczenie?
Marcin Michalik: Naprawdę dobrze się nam ta runda wiosenna układa. My wygrywamy mecz za meczem, a inni gdzieś tam ciągle te punkty gubią. Czy jest to zaskoczenie? W jakimś sensie tak, bo wygrać 7. razy pod rząd zdarza się nieczęsto, niezależnie od szczebla rozgrywkowego. Gdy wliczymy do tego jeszcze końcówkę jesieni ze zwycięskimi meczami, ta ta seria zahacza pomału obecnie o liczbę dwucyfrową.
SportoweBeskidy.pl: Studząc jednak nastroje i nie pompując „balonika” – seryjnie wygrywać, ale na wyrost byłoby mówienie, że dominujecie rywali?
M.M.: Zgadza się, bo faktem jest, że w niektórych meczach najnormalniej wyszarpujemy punkty. Występy i momenty lepsze przeplatamy jednak słabszymi. Dla przykładu, teraz przeciwko Skałce zagraliśmy bardzo dobre 45. minut, ale już druga połowa, storpedowana przez pogodę, nieszczególnie nam wyszła. Z Góralem Istebna czy z Borami Pietrzykowice w pierwszej części, wyglądaliśmy naprawdę korzystnie. To, że potrafimy wygrywać przy słabszej grze, wystawia też drużynie pozytywną ocenę, bo to sztuka zdobywać punkty, gdy nie wszystko idzie łatwo i przyjemnie.
SportoweBeskidy.pl: Procentuje solidnie przepracowana zima? Drużynę przejął pan już w toku zimowych przygotowań, gdy Patryk Pindel został nowym trenerem Spójni Landek.
M.M.: Trochę czasu jednak od połowy lutego było, aby zespół przygotować do ligi. Pomogło na pewno to, że sporą część zawodników znałem z pracy we wcześniejszych klubach czy z ligowych boisk, bo jestem tutaj już ponad 20 lat w trenerskim światku. Środowisko wiślańskie nie było dla mnie całkowicie obce, więc to wejście do drużyny miało taki spokojny charakter.
SportoweBeskidy.pl: Największe atuty WSS Wisła tej wiosny?
M.M.: W miarę wyrównana kadra jest na pewno plusem. Wspomnę, że w zasadzie nie było jeszcze pełnych 90. minut, w których gralibyśmy składem, jakiego bym sobie życzył. To wyleciał nam ze składu Daniel Bujok, to znów brakowało Dawida Mazurka, ciągle gramy bez istotnego w naszej drużynie obrońcy Igora Matlocha. Sprzyja nam jak dotąd szczęście, ale pomagamy mu, bo w każdym spotkaniu mamy swój pomysł na grę. W Węgierskiej Górce, gdzie tak cholernie ciężko przychodziło nam cokolwiek, a bardzo przeszkadzało boisko i ostatecznie liczyliśmy na pomoc rywala, też próbowaliśmy grać swoje. Nie zawsze to wychodzi. Nijaki był też choćby mecz domowy z zespołem z Pogórza, ale tu z kolei rywal wyciągnął do nas rękę.
SportoweBeskidy.pl: Kto jest waszym najgroźniejszym konkurentem do mistrzostwa? Tak, jak pokazuje tabela najbliższe wam drużyny?
M.M.: Ekipa z Istebnej jest z całą pewnością bardzo mocna. Fajnych zawodników mają też w Hażlachu, czego pokłosiem są wyniki. Ale moim zdaniem ciągle dużo namieszać może Smrek Ślemień. Nie zwykł u siebie w Lachowicach przegrywać, a jeszcze kilka meczów jako gospodarz rozegra. Poza tym w Strumieniu w weekend udowodnił, że również z wyjazdów może przywozić punkty. Nie bez powodu Smrek jest przez kolejnych przeciwników chwalony. Swoje robią tam piłkarze zagraniczni, którzy jakością wykraczają powyżej ligi okręgowej.
SportoweBeskidy.pl: Patrząc na to, jak w V lidze męczą się wszyscy beniaminkowie z podokręgów skoczowskiego i żywieckiego, a więc Błyskawica Drogomyśl, Tempo Puńców, Podhalanka Milówka czy Stal-Śrubiarnia Żywiec, to chyba z niepokojem można wypatrywać postawy w niej przyszłego mistrza „okręgówki”...
M.M.: Przeskok do każdej ligi jest odczuwalny – z „okręgówki” do V ligi, ale także z a-klasowego szczebla wyżej. Nie ma co ukrywać, że w obecnym kształcie personalnym byłoby to nie lada wyzwanie. Generalnie obserwuję to, że poziom się obniża. W naszej lidze wciąż wyróżniają się zawodnicy mający „na karku” grubo ponad 30 „wiosen”. Ubolewam nad tym, że młodych jest coraz mniej i trzeba się mocno postarać, aby kogoś takiego mieć w swoim składzie.
SportoweBeskidy.pl: A co jeśli pańska drużyna nie da się już wyprzedzić w tabeli i zdobędzie awans?
M.M.: Oj, tu w przyszłość wybiegamy już bardzo daleko. Myślę, że poważnie trzeba byłoby się w takiej sytuacji zastanowić co dalej, aby nie był to przysłowiowy pocałunek śmierci. Często „na fali” chce się awansować i dać pograć w nagrodę tym zawodnikom, którzy na ten sukces zapracowali. Później przychodzi jeden, drugi i trzeci mecz „w plecy”, zwalniany jest trener, zawodnicy się zniechęcają i cały urok po mistrzostwie gdzieś znika.
SportoweBeskidy.pl: Poszerzenie kadry w waszym przypadku byłoby koniecznością?
M.M.: Nie ma o czym mówić. Stricte z piłkarskiego punktu widzenia walczymy o 1. miejsce, bo taka jest nasza sportowa ambicja. Myślę, że wszyscy w klubie zdają sobie sprawę, o jakim przeskoku w odniesieniu do V ligi mówimy. Jeśli prezesi wyrażą zainteresowanie awansem, to będziemy robili wszystko, aby wspólnymi siłami temu sprostać. Na ten moment staramy się nie zaprzątać sobie tym głów i skupić na rywalizacji o punkty. Na razie dobrze sobie radzimy, a mądrzejsi będziemy pod koniec maja. Po meczach trudnych, bo takie są przed nami, zobaczymy swoje miejsce w szeregu.