
Poderbowy dwugłos: Trzeba być obecnym na boisku mentalnie. Tego zabrakło
Derby Bielska-Białej w 2025 roku zostały wzorowo zorganizowane przez Rekord. Na Stadionie Miejskim zasiadło 4181 widzów. Po końcowym gwizdku sędziego z wygranej 2:0 cieszyli się zawodnicy Podbeskidzia, a jak ocenili spotkanie trenerzy obu drużyn? Poniżej wypowiedzi Krzysztofa Brede i Dariusza Ruckiego z konferencji prasowej.
Krzysztof Brede (trener Podbeskidzia Bielsko-Biała): Chciałbym przede wszystkim pogratulować całej mojej drużynie oraz wszystkim osobom zaangażowanym w codzienny proces przygotowań. Byliśmy świetnie zmotywowani – między innymi dzięki radiowemu wywiadowi, który tylko dodał nam energii. Cieszę się, że drużyna potrafiła odpowiednio na to zareagować. Bardzo zależało nam na zwycięstwie i mieliśmy na ten mecz konkretny plan. Do momentu czerwonej kartki realizowaliśmy go znakomicie – graliśmy kapitalnie. Potem musieliśmy trochę „pocierpieć” i dostosować się do nowej sytuacji, broniąc wyniku i starając się zneutralizować rozpędzony Rekord.
Wiedzieliśmy, że Rekord ma doświadczenie z gry w osłabieniu – tydzień temu grali długo w dziesiątkę przeciwko liderowi z Grodziska. Nie chcę komentować decyzji sędziego – wolę cieszyć się ze zwycięstwa, razem ze wszystkimi ludźmi, którzy kibicują Podbeskidziu i dobrze nam życzą. To dla nas bardzo ważne. Wygraliśmy, ale liga się nie kończy – musimy dalej iść swoją drogą z pokorą, ciężką i mądrą pracą. Gratulacje należą się całemu zespołowi – za wolę walki i wiarę w wygraną. To była przyjemność i ogromna satysfakcja. Zwycięstwa zawsze smakują wyjątkowo, a te – podwójnie.
Dariusz Rucki (trener Rekordu Bielsko-Biała): Cóż, mecz nie potoczył się tak, jak to sobie założyliśmy. Po tej pierwszej, pięknej bramce rywali, która była naprawdę wysokiej klasy, zostaliśmy trochę przygaszeni. Mam pretensje do drużyny nie tyle o samą porażkę – bo wiadomo, że kiedyś ta seria musiała się skończyć – ale o pierwsze 30 minut, w których po prostu nie podjęliśmy walki. Podbeskidzie było mocno zmotywowane, a my nie odpowiedzieliśmy na to w odpowiedni sposób. Nie byliśmy sobą – zbyt pasywni, zbyt wycofani. Jasne, porażki się zdarzają, ale trzeba walczyć, trzeba być obecnym na boisku mentalnie. Tego zabrakło.
W drugiej połowie mieliśmy moment, w którym mocno przycisnęliśmy przeciwnika. Było kilka groźnych dośrodkowań, kilka sytuacji, które mogły dać kontaktowego gola. Gdyby ta bramka padła wcześniej, mecz mógłby się jeszcze potoczyć inaczej. Jeśli chodzi o kontrowersje – nie chcę ich roztrząsać, ale proszę tylko zwrócić uwagę na sytuację z Soszyńskim, który został popychany w polu karnym. Faulu nie odgwizdano. Ja staram się takich rzeczy nie komentować, bo szanuję sędziów – też są ludźmi, też popełniają błędy. Pewnie ja również mógłbym parę rzeczy w tym meczu rozwiązać inaczej. Ale skoro już mówimy o kontrowersjach, to ta sytuacja na pewno do nich należy – może nie sam faul, ale sposób, w jaki potraktowano naszego zawodnika.
Nie spuszczamy głów – z Podbeskidziem przegraliśmy 0:2, ale w poprzednim meczu derbowym wygraliśmy 3:0, więc bilans wciąż jest na plus. Cieszy mnie też, że Podbeskidzie tak bardzo przeżywa to zwycięstwo – to oznacza, że potrafimy wywoływać emocje. To wbrew pozorom też nasz mały sukces.