O podtrzymaniu trendu przesądziła de facto premierowa odsłona spotkania, w której dominowali jasieniczanie. Udokumentowali to także zdobyczami bramkowymi. W 28. minucie defensorzy LKS-u nie zdołali wytrącić z równowagi Szymona Lizaka, który będąc na 11. metrze ustawiony tyłem do bramki posłał futbolówkę w jej kierunku w taki sposób, że Kacper Mioduszewski musiał sięgać „do sieci”. Na finiszu tej części gry goście mogli mówić o pechu. Arbiter wskazał w 44. minucie „na wapno”, choć wcale robić tego nie musiał, wszak Marcin Gołąb nieszczególnie zawinił względem Bartłomieja Ślosarczyka. Faktem stała się egzekucja, jakiej z rzutu karnego dokonał za moment Dariusz Łoś.
 



Po zmianie stron obraz meczu zmienił się o tyle, że goście z Bestwiny po murawie poruszali się żwawiej. Uwierzyli także w możliwość osiągnięcia dobrego rezultatu. W 62. minucie akcję zakończoną strzałem przeprowadził Artur Sawicki, po drodze piłka odbiła się jeszcze od kolana Mateusza Włoszka, by zakończyć lot w bramce Drzewiarza. Gospodarze musieli toteż do końca drżeć o wynik. Marcin Kubina interweniował bez zarzutu, gdy w 67. minucie z rzutu wolnego strzelał Patryk Wentland. Za to po „centrze” Mateusza Droździka i koźle przed „świątynią” jasieniczan w samej końcówce uratowała poprzeczka.

Derby nie okazały się meczem na przełamanie dla beniaminka. Stąd pomeczowe wnioski. – Musimy coś zrobić z faktem, że ponownie „nie dojeżdżamy” na pierwszą połowę. Mogliśmy ugrać jakiś punkt, ale najwyraźniej ciągle czegoś w naszej grze brakuje – ocenia szkoleniowiec bestwinian Sławomir Szymala.