Na słabszy występ bielszczan nic z początku nie wskazywało. W 13. minucie gospodarze objęli prowadzenie, gdy Mikołaj Wania asystował Bartoszowi Bierońskiemu, który w sytuacji "oko w oko" z golkiperem Unii dość szczęśliwie, bo "na raty", ale jednak skierował piłkę do celu. O dziwo zdarzenie to było de facto ostatnim momentem pozytywnym z punktu widzenia bielskich rezerw. - Pierwszy kwadrans mieliśmy dobry, ale nagle oddaliśmy inicjatywę, cofnęliśmy się zbyt głęboko i nic dobrego nie mogło to przynieść - komentuje trener miejscowych Dariusz Kołodziej.

Ze skromną zaliczką rezerwy Podbeskidzia udały się na przerwę, choć zawodnicy Unii co rusz zagrażali "świątyni" strzeżonej przez Krystiana Wieczorka. - Było to dla nas poważne ostrzeżenie. W szatni mówiliśmy o tym, że przeciwnik ruszy do ataku i będzie chciał szybko wyrównać - kontynuuje "Kołek".
 



Gospodarze nie byli dostatecznie skoncentrowani i wreszcie w 56. oraz 64. minucie słabsza ich postawa została zaakcentowana w wyniku. Sławomir Musiolik wykazał się niemałym boiskowym doświadczeniem, wieńcząc premierową z bramkowych akcji strzałem od słupka, drugą zaś w konsekwencji zmyślnie wykonanego przez Unię stałego fragmentu. Odwrócenie losów meczu pozwoliło gościom grę kontrolować.

- Nie potrafiliśmy wypracować sobie takiej naprawdę klarownej okazji na wyrównanie. Przegraliśmy zasłużenie - dopowiada trener "dwójki" Podbeskidzia.