– W początkowych dwóch kwadransach meczu na boisku nas właściwie nie było. Graliśmy nerwowo, popełnialiśmy wiele prostych błędów – przyznaje Sławomir Szymala, szkoleniowiec LKS-u, którego kiepska postawa na wstępie spotkania nie pozostała bez wpływu na wynik. W 9. minucie defensorzy miejscowych wyprowadzali piłkę z linii obrony, podanie do Krystiana Patronia przeciął jeden z rywali, odegrał na 20. metr i właśnie z tej odległości padł strzał, którego Kacper Mioduszewski nie zdołał sparować.
 



Jak się okazało wspomniana akcja była jedyną bramkową w całej rywalizacji. – Przeważaliśmy w drugiej połowie, oddaliśmy kilka niezłych strzałów z dystansu, ale generalnie trzeba sobie jasno powiedzieć, że biliśmy głową w mur – dodaje Szymala.

Gościom z Turzy Śląskiej, wywożącym z Bestwiny komplet „oczek” i bardzo się z nich cieszącym, sprzyjało też szczęście. Tu na odnotowanie zasługuje sytuacja z 90. minuty, gdy zagranie Krystiana Makowskiego przeleciało wzdłuż celu, mimo usilnych prób finalizacji przez bestwińskich zawodników. – Niedosyt po tym meczu towarzyszy nam ogromny, bo to kolejna nikła porażka, której mogliśmy uniknąć – zaznacza trener beniaminka IV ligi śląskiej.