KONTRAKTY ZAMIAST BAZY. CZYLI JAK ROBI SIĘ PIŁKĘ W BIELSKU-BIAŁEJ
Podróże kształcą. Szkoda, że nie wszystkich. Albo niektórzy co prawda podróżują, ale niewiele z tego wyciągają. Bądź wyciągać nie chcą.
W czwartek pofatygowałem się na mecz do Głogowa w Pucharze Polski. W niewielkim, niespełna siedemdziesięciotysięcznym miasteczku chciałem bardziej zobaczyć ekstraklasową Jagiellonię Białystok, niż beniaminka pierwszej ligi Chrobrego, ale swą uwagę skoncentrowałem nie na tym, co działo się na boisku. I to nie tylko dlatego, że nie działo się za dużo godnego uwagi. Zmierzając na stadion zobaczyłem nowoczesną halę sportową, basen, w obiekcie klubowym nieźle wyposażoną siłownię. A na terenie obiektu tuż za trybuną główną trzy (!!!) pełnowymiarowe boiska treningowe – jedno ze sztuczną nawierzchnią – z pełnym oświetleniem! Wzór! Akademia liczy sobie tu 450 dzieciaków!
W dużo większym Wrocławiu, w Śląsku, który ma nieporównywalnie większe pieniądze, tradycje, perspektywy itp. itd. jest mniej chłopców, którzy marzą o tym, by zostać nowym Tarasiewiczem, Prusikiem, Milą czy Pawłowskim. Da się? Pewnie, że się da. Klub ma co prawda niewielki stadion, na nieco ponad dwa tysiące miejsc, ale takie jest póki co tutaj zainteresowanie pierwszą drużyną. Są możliwości rozbudowy, jeśli będzie taka potrzeba. Na razie to w zupełności wystarczy. Stworzono za to świetne warunki do pracy, przede wszystkim z dzieciakami. Bo tylko ona może popchnąć polską piłkę do przodu. A młodzi muszą mieć gdzie uganiać się za piłką i mieć dobrych trenerów. Jednego i drugiego w Głogowie nie brakuje. Dominik Nowak, który był trenerem m.in. we Flocie Świnoujście, nadzoruje cały ten projekt. W Miedzi Legnica, klubie z tego samego regionu, za te same sprawy odpowiada były ligowy napastnik i także trener Janusz Kudyba. Dzieciaków jest pięćset. I też mają świetne warunki. Chrobry, choć w mieście jest huta miedzi związana z KHGM, od koncernu dostaje grosze. Klub jest na garnuszku miasta. Podobnie jak w Bielsku-Białej, gdzie Podbeskidzie „podparte” jest Murapolem. Tyle, że na Dolnym Śląsku rozsądnie wydaje się pieniądze.
A jak jest w naszym regionie? Po tym, co zobaczyłem w czwartek, po raz kolejny zadaję pytanie: czy ktoś wreszcie pomyśli o tym, żeby Podbeskidzie miało normalną bazę? I żeby tutejsza młodzież mogła myśleć o jakimkolwiek rozwoju? Rosnący (prawie) jak na drożdżach stadion i miejsce w pierwszej ósemce może robić wrażenie tylko na tych, co mają problemy ze wzrokiem. Wszystko z zewnątrz wygląda, jak w czasach socjalizmu. Efektownie. Gorzej jak zajrzymy głębiej. Ekstraklasowy klub jeździ po Dankowicach, Komorowicach albo trenuje na uwłaczającej wszelkim standardom „Górce”. Młodym bielskim adeptom futbolu współczuję, że muszą się kształcić w takich okolicznościach przyrody. Budując stadion na piętnaście tysięcy ludzi nie poprawimy poziomu piłki w regionie. Wydawanie pieniędzy na kolejne transfery też nie zmieni kiepskiej ogólnie kondycji polskiego futbolu.
Firma „Murapol”, specjalizująca się w „budowaniu” szczyci się tym, że opłaca kontrakt Maciejowi Korzymowi. Bramkostrzelny napastnik, owszem, był „Góralom” potrzebny. Ale nie był niezbędny. Za jego roczną umowę można byłoby spokojnie wybudować jedno boisko treningowe. I dopiero wtedy naprawdę można byłoby się chwalić, organizować konferencje prasowe i wystawiać pierś od orderów. Udziałowiec w klubie nie jest od opłacania piłkarzy. Powinien dbać o rozwój klubu, a nie o zaspakajanie wymysłów trenerów. Ale płyta do trenowania dla dzieciaków, z której korzystałby też pierwszy zespół, nie wypłaci przecież prowizji. Niestety... W tym kraju ciągle nie myśli się o rozwoju piłki nożnej. Tylko o doraźnym zarabianiu. W Bielsku-Białej też. Zawodników na kontraktach prawie trzydziestu. Stadion będzie na piętnaście tysięcy ludzi. Reszta na żenującym poziomie. W Głogowie można, a u nas nie?