SportoweBeskidy.pl: Krążą słuchy, że Mateusza Saltariusa zobaczymy w nowym sezonie w innej niż dotychczas roli. Ile w tym prawdy?

Mateusz Saltarius:
Wygląda na to, że całkiem sporo. Jestem po spotkaniu z prezesem Błękitnych Pierściec i mogę już oficjalnie potwierdzić, że doszliśmy do porozumienia w kwestii prowadzenia przeze mnie drużyny seniorów w nowym sezonie.

SportoweBeskidy.pl: Przyznam, że pana nazwisko padało raczej w kontekście Iskry Iskrzyczyn.

M.S.:
Po sezonie propozycja z Iskrzyczyna też padła i ją rozważałem wiedząc, że trener Adam Olszar odchodzi, ale ostatecznie się nie zdecydowałem. Z Pierśćca kontakt już wcześniej był nawiązywany, ale teraz konkretne rozmowy znalazły swój szczęśliwy finał.

SportoweBeskidy.pl: Mówimy o opcji grającego trenera?

M.S.:
Jest też rozważana, ale bardziej doraźnie, gdy rzeczywiście zaistnieje taka potrzeba. Kadra jest w Pierśćcu szeroka, a chłopaków chętnych do grania nie brakuje. Na siłę nie będę więc na pewno pchał się na boisko.

SportoweBeskidy.pl: A konkretne cele zostały nakreślone?

M.S.:
Nic odkrywczego w zasadzie tu nie powiem. Mierzymy w górną część tabeli i w to, aby jak najczęściej wygrywać. Najlepiej byłoby w każdym meczu (śmiech). Drużynę mamy fajną, znacząca większość zawodników planuje w klubie zostać, więc będzie kim grać. Poza tym trwają rozmowy, aby ktoś jeszcze do nas dołączył. Ważne będzie, aby teraz wszystko odpowiednio poukładać, a to już moje zadanie jako trenera.

SportoweBeskidy.pl: Będzie to druga „seniorka” po Orle Zabłocie. Zapału pewnie nie brakuje? Tym bardziej po sukcesie osiągniętym w Chybiu w postaci awansu do ligi okręgowej.

M.S.:
Miałem trochę przerwy w trenowaniu, bo ostatnie 1,5 roku skupiłem się na grze w barwach Cukrownika. Na pewno jest to dla mnie wyzwanie i równocześnie szansa, żeby się pokazać. Zebrałem też pewne nowe doświadczenia w Chybiu, które będę chciał we właściwy sposób spożytkować.

SportoweBeskidy.pl: Nie sposób do minionego sezonu się nie odnieść – co zdecydowało o tym, że Cukrownik Chybie z Saltariusem w składzie okazał się najlepszy?

M.S.:
W pewnym momencie, gdy runda wiosenna nie układała się po naszej myśli, trochę zeszła presja tego, że musimy wygrywać i utrzymywać przewagę w tabeli. Wyniki pokazywały, że pojawiło się więcej luzu w grze, kiedy zostaliśmy wyprzedzeni przez rywala z Pruchnej. Mieliśmy w końcówce niezły terminarz, bo kilku przeciwników z dołu tabeli, ale z takimi też można punkty tracić, gdy nie jest się dostatecznie skoncentrowanym. Uniknęliśmy na szczęście wpadek. Osiągnęliśmy cel, choć mogło być naprawdę różnie. Pamiętajmy, że „poratował” nas Beskid Brenna, sensacyjnie remisując w Pruchnej. Wcześniej jednak sami skomplikowaliśmy sobie sytuację.

SportoweBeskidy.pl: Szeregi a-klasowe opuścił także poprzedni klub, a więc przywołany tu już Orzeł Zabłocie. Szkoda...

M.S.:
Mieszkam 200 metrów od boiska i ten klub darzę szczególnym sentymentem, bo też kilka lat w Orle spędziłem. Faktycznie szkoda, że nie udało się utrzymać, ale rozmawiałem z trenerem Dawidem Pisarkiem i wspólnie doszliśmy do wniosku, że może lepiej czasem zaczynać coś od nowa, niż ciągnąć bez perspektyw rozwoju. W Cukrowniku też tak było. Klub wylądował w B-klasie, ale postawiono na pracę z młodzieżą i to po czasie procentuje. Wierzę, że w Zabłociu taka sensowna droga zostanie obrana.

SportoweBeskidy.pl: Faworyci sezonu 2025/2026 w A-klasie skoczowskiej?

M.S.:
Myślę, że drużyna z Pruchnej wyrośnie teraz na głównego kandydata do mistrzostwa. Chodzą poza tym słuchy, że i w Dębowcu uda się utrzymać trzon kadry, co też będzie podstawą do myślenia o czołowych lokatach. Nie wiadomo, jak personalnie będzie prezentował się spadkowicz z Zebrzydowic, który też może odgrywać ważną rolę w naszej lidze. Dobrze, gdybyśmy stali się w tym gronie takim „czarnym koniem”. Liczymy na dobry sezon.