Bielska „dwójka” w ataku pozycyjnym i nisko ustawieni, wyczekujący na kontry goście z Landeka – według takiego scenariusza przebiegała lwia część niedzielnego starcia na „Górce”. Realizacja boiskowych zamierzeń w takich warunkach okazała się pomyślna dla piłkarzy Spójni. W 32. minucie pokusili się o gola. Bartosz Rutkowski podał w kierunku Karola Lewandowskiego, ten wygrał pojedynek bark w bark z Tomaszem Górkiewiczem, by po solowym rajdzie strzałem po ziemi pokonać Maksymiliana Manikowskiego. Przyjezdni mieli nieco wcześniej szanse, gdy uderzenie Lewandowskiego golkiper rezerw Podbeskidzia obronił, z dystansu minimalnie chybił Daniel Sobas. Ale i po stronie gospodarzy odnotować należy próby Michała Batelta i Górkiewicza po stałych fragmentach, przy czym ten drugi ostemplował w 15. minucie poprzeczkę.
 


Skromne prowadzenie Spójni nie było dziełem przypadku, wszak bielszczanie nie prezentowali gry tak dobrej i konsekwentnej, jak w poprzednich IV-ligowych spotkaniach, w których nie zaznali goryczy porażki. – Za nami ciężki tydzień i nieco rozbity mikrocykl, bo kilku zawodników trenowało z pierwszym zespołem. Nie mogliśmy się więc przygotować optymalnie, a w efekcie dzisiejszy mecz nam nie wyszedł – przyznaje uczciwie Adrian Olecki, szkoleniowiec Podbeskidzia II.

Bilans zysków i strat po powrocie piłkarzy na murawę okazał się identyczny. Landeczanie swego dopięli w 78. minucie. Tuż po wejściu na boisko z rzutu rożnego dokładnie dośrodkował Mykhailo Lavruk, a Szymon Kuś trafił do siatki. Nie zemściły się tym samym wcześniejsze sytuacje gości z drugiej odsłony – bliskie powodzenia uderzenia Lewandowskiego i Mateusza Wrany, również w następstwie kornerów.

Spójnia podtrzymała passę ostatnich występów bez porażki. Co więcej, Łukasz Krzczuk od 180. minut w lidze nie dał się pokonać. – Nie był to łatwy mecz dla nas z racji rzadkiej okazji gry na sztucznym boisku. Cieszy jednak, że ponownie zachowujemy czyste konto, bo to pozwala punktować z większą regularnością – ocenia Krystian Odrobiński, szkoleniowiec ekipy z Landeka.