To jednak Spójnia zdołała narzucić swoje warunki gry. Goście wypracowali sobie kilka świetnych okazji bramkowych, ale w premierowych 45. minutach skutecznością „zgrzeszyli” ledwie raz. W 10. minucie akcję prawym skrzydłem przeprowadził Bartosz Rutkowski, dograł na 5. metr do Kamila Bezaka, który zmusił Patryka Kierlina do kapitulacji. Bramkarz LKS-u był jednak tego dnia w dyspozycji znakomitej, czego w dalszej fazie spotkania dowiódł, by odnotować, że 2-krotnie w sytuacjach „1 na 1” stopował Rutkowskiego. Idealną szansę, aby dać swojej drużynie bardziej znaczące prowadzenie zaprzepaścił również pudłujący nad poprzeczką Bezak.

– Powinniśmy schodzić na przerwę z pokaźnym zapasem bramkowym. Zmarnowaliśmy bardzo dogodne sytuacje, co niestety zemściło się na nas – ocenia Krystian Odrobiński, szkoleniowiec faworyta sobotnich derbów.
 



Drugą połowę ekipa z Landeka rozpoczęła od... kolejnego trafienia. W 51. minucie koronkową wymianę podań zwieńczyło to od Bezaka do finalizującego ofensywny wypad Kamila Jarosia. Nic wówczas nie zapowiadało, że goście mogą wyjechać z Czańca zasmuceni. Tymczasem w 55. minucie Rafał Hałat po kornerze głową strzelił dla LKS-u gola kontaktowego. Tu znamienny okazał się brak na murawie kontuzjowanego Mariusza Masternaka, którego wzrost w owym pojedynku ze snajperem czanieckiego zespołu byłby ze wszech miar przydatny. Spójnia straciła zarazem kontrolę nad przebiegiem gry. W 70. minucie Szymon Kubica zgubił piłkę na rzecz Macieja Felscha, który następnie nie dał szans Łukaszowi Krzczukowi.

Końcówka, jak to zresztą w derbach bywa, nie mogła nie dostarczyć emocji. Przyjezdni mogli triumfować wobec próby Jakuba Puzonia, która ostemplowała słupek. Klasyczna remontada mogła zarazem stać się udziałem ambitnych podopiecznych Szymona Waligóry. Uderzenie z doliczonego czasu gry o centymetry minęło słupek „świątyni” Spójni.