Tytułowe określenie, jak ulał przystaje do wyniku końcowego hitowej potyczki. W niej bowiem żadna ze stron nie zdołała wykazać wyższości nad drużyną przeciwną. Nie znaczy to jednak, że czechowiczanie i tyszanie myśleli wyłącznie o tym, by bronić dostępu do własnej „świątyni”. – To był otwarty mecz, w którym sytuacji nie zabrakło. Kibicom pod względem jakości to spotkanie mogło się podobać – klaruje Jarosław Kupis, szkoleniowiec MRKS-u, którego podopieczni odważniej zagrali po przerwie, gdy też mieli najlepsze strzeleckie pozycje.
 



Gospodarze najbardziej żałować mogli strzałów Kamila Jonkisza. Jeden z nich padł łupem golkipera „dwójki” GKS-u, drugi zaś minął cel. Zamknięcie meczu w wykonaniu zespołu z Czechowic-Dziedzic mogło być iście piorunujące. Z rzutu wolnego w minucie 89. dokładnie dośrodkował Łukasz Szędzielarz, ale główkujący Patryk Mizera nieznacznie się pomylił. – Szkoda tej świetnej okazji, bo jestem przekonany, że cieszylibyśmy się jeszcze bardziej z kompletu punktów. Przy bezbramkowym wyniku szanujemy punkt zdobyty z rywalem, który całkowicie nieprzypadkowo lideruje naszej lidze – dodaje Kupis.