Bestwinianie, mając cień szansy, aby rzutem na taśmę uratować IV-ligowy byt, przystąpili do środowej rywalizacji z nadzieją odniesienia wygranej. Goście z Jasienicy, którzy polegli ostatnio druzgocąco 1:5 w Rybniku, liczyli na rehabilitację o tyle zasadnie, że kosztem najsłabszego z beskidzkich reprezentantów w lidze. I to im przed derbowym spotkaniem należało przyznawać więcej szans, aby opuścić murawę w dobrym humorze.

A jak do powyższych rozważań „dopasowała się” boiskowa rzeczywistość? Obie drużyny niczego konkretnego nie osiągnęły w pierwszej godzinie starcia. Próbowali natomiast jedni i drudzy. Najlepszą szansę Drzewiarza „skasował” Kacper Mioduszewski, który obronił strzał z okolic 8. metra. Pod jasienicką bramką szarżowali natomiast m.in. Damian Gacek, który przegrał konfrontację z golkiperem przyjezdnych, oraz Wojciech WilczekKacper Kudyba. Ten ostatni mógł zaznaczyć swoją obecność asystą do znajdującego się w idealnej sytuacji Dawida Gleindka, lecz podanie do potencjalnego adresata finalnie nie dotarło.
 



Kres bezowocnym zapędom ofensywnym położył w 66. minucie Bartłomiej Ślosarczyk. Napastnikowi ekipy z Jasienicy dopisało jednak szczęście. Mioduszewski wyczuł wpierw intencje strzelca Filipa Gajdy przy rzucie karnym, ale sędzia nakazał niespodziewanie powtórkę. Ponowienie dało Drzewiarzowi prowadzenie. Piłkarze LKS-u zareagowali na stratę znakomicie. W 71. minucie Konrad Liszka dograł obsłużył Kudybę, który trafił do celu. Dał ostatecznie beniaminkowi remis, któremu towarzyszyła zrozumiała dawka niedosytu. W końcówce podopieczni Mateusza Gazdy mogli przechylić szalę na swoją korzyść, ale uderzenie Antoniego Olka po rękach bramkarza przeciwnika otarło się o poprzeczkę.