Przełamanie w Lędzinach w konfrontacji z tamtejszym beniaminkiem wydawało się przed meczem bardzo prawdopodobne. Atuty piłkarskie należały wszak do gości. – Wiedzieliśmy doskonale przed spotkaniem, jak jest ono dla nas istotne. Tymczasem weszliśmy w mecz fatalnie, co nie mogło przynieść niczego dobrego – rozpoczyna Wojciech Białek, szkoleniowiec czechowiczan.

Do pauzy kibice w Lędzinach doczekali się tylko gola w wykonaniu swoich ulubieńców. W 42. minucie po zagraniu Marka Jondy ręką w „16” arbiter wskazał na „wapno”, a z niego do siatki wcelował Mateusz Śliwa. Gospodarze byli w tym fragmencie stroną aktywniejszą – bądź to strzelali z dystansu, bądź wrzucali piłkę „na aferę” w pole karne MRKS-u. Trafieniem dla przyjezdnych zapachniało jedynie, gdy na raty golkipera przeciwnika pokonać usiłował Jakub Raszka.
 


Obraz gry po przerwie był już dla czechowickiej drużyny korzystny. W 59. minucie Raszka dorzucił z bocznego sektora do Kamila Jonkisza, który doprowadził do remisu. Czasu było sporo, aby szalę przechylić na swoją korzyść. W kierunku „świątyni” beniaminka uderzali m.in. Paweł Kozioł Wojciech Padło, a w 89. minucie próba Patryka Mizery zatrzymała się na poprzeczce... Punkt w Lędzinach bynajmniej gości nie usatysfakcjonował. – Nie powiem, że odczuwamy niedosyt, a złość za to, co zaprezentowaliśmy w pierwszej połowie – przyznaje Białek.